Każdy kolejny mecz na Wawelskiej to dar od losu, bo gdy tylko popsuje się pogoda, obiekt zostanie przykryty dachem, a gracze Lawy będą musieli się przenieść na Ursynów. Nie dziwi więc frekwencja – w drugą niedzielę października na mecz Lawy przybyło aż 16 graczy, których Hołek starał się obsadzić w dwóch jak najbardziej równych drużynach.

Początek meczu należał do czerwonych, którzy strzelili dwie bramki w odstępie dwóch minut, a po chwili mieli jeszcze szansę na trzecią – sytuację sam na sam zmarnował jednak Kuba, którego strzał obronił Hołek. Zieloni na swojego gola musieli poczekać ponad kwadrans, bo po większości ich strzałów piłka szybowała nie tylko nad poprzeczką bramki rywali, ale i nad siatką grodzącą boisko A od boiska B. Najlepiej celownik ustawił w końcu Sosna, dzięki któremu na przerwę obie drużyny schodziły remisując. I był to wynik sprawiedliwy.

Po przerwie zieloni zaprezentowali futbol totalny – zabiegali rywali w każdej formacji. Grali bardzo kombinacyjnie w ataku i z poświęceniem w obronie, dzięki czemu wypracowali sobie przewagę, której w tych okolicznościach czerwoni nie byli już w stanie zniwelować.

Zobacz statystyki po tym meczu