 |
 Wrótnia Góra - "Zabójcza Górka" |
 |
Znajduje się kilka kilometrów od Stalowej Woli. Niektórzy zwą ją "Esowska". Jej prawdziwa nazwa to Wrótnia Góra. My nazywamy ją po prostu Górka. Zabójcza górka. Ma na swoim koncie wiele ludzkich istnień. Byliśmy świadkami jej grozy. Na naszych oczach wydarzył się wypadek. Dużo osób nie wie o istnieniu tej górki. Na mapce zaznaczyliśmy ją strzałką. Czerwoną strzałką. Czerwoną jak krew wielu ofiar, które pochłonęła. |
Jest piękna. Gdy po kilkudziesięciu sekundach wspinania się dotrzemy na szczyt, naszym oczom ukazuje się przepiękny widok ciągnącej się jakby w nieskończoność asfaltowej drogi otoczonej gęstym lasem. Właściwie to są trzy górki. Dwie betonowe i jedna piaszczysta. Ze wszystkich można zjechać rowerem. Niektórzy decydują się na zjazd z tej najbardziej stromej. To ludzie psychicznie chorzy. Pozostali, którzy zjeżdżają z tej "łagodniejszej" to tylko szaleńcy. |
 |
 Widok zapiera dech w piersiach... |
 Stefan i jego sprzęt - rower + kotek |
 |
Takim szaleńcem jest np. Stefan. Stefan jest dalekim kuzynem Hołka. Z górki zjeżdża dosyć często. Choćby dlatego, że można tu łatwo osiągnąć prędkości rzędu 60 km/h. Niby nic takiego. Akurat! Cała trasa pokryta jest nierównymi, popękanymi płytami z betonu. Czasem z podłoża wystają grube pręty, wszędzie pełno szyszek. Wystarczy więc na ułamek sekundy puścić kierownicę... i można już tylko modlić się o przeżycie. Stefan nigdy nie puścił kierownicy. Aż do 30 czerwca. To nie był tylko ostatni dzień czerwca, to był przede wszystkim ostatni dzień Stefana...
Na zdjęciu obok dumnie wypina pierś obciągniętą białym podkoszulkiem z napisem "Sexy Biker". Bo czyż nie sexy jest jego wygląd? Obcisłe kalesony dodatkowo podkreślają jego zmysłową sylwetkę. A w ręce jego ulubiona, ukochana masKOTKA. Nigdy się z nią nie rozstaje, podobnie jak z okularkami korygującymi jego -50 dioptrii. |
To miał być normalny zjazd - taki, jak 897 poprzednich. Stefan wszedł z rowerem na górkę (zajęło mu to tylko 16 minut), potem ucałował swoją masKOTKĘ, po czym podpalił jej pluszową główkę (to przynosiło mu zazwyczaj szczęście). Ruszył w dół. Ale po kilkunastu metrach stała się straszna rzecz. Stefan miał wizję. Zobaczył dwie butelki "Żubrówki" i słoik ogórków. Ta wizja tak go pochłonęła, że zapomniał, iż pędzi 50 km/h po betonowej skarpie. Zamiast koncentrować się na jeździe, przyglądał się soczystym ogórkom. Ta krótka chwila zapomnienia kosztowała go bardzo dużo... |
 |
 Stefan ma wizję |
 Najpierw spadł z roweru |
 |
Stefan puścił nieświadomie kierownicę. Rower podskoczył na nierównościach wyrzucając Stefana do przodu. Stefan próbował się ratować chwytając się łapczywie jakiejkolwiek części swojego rowerka, pech chciał że włożył palce w szprychy. Koło wciągnęło mu rękę, a następnie wyrzuciło go do przodu. Stefan przez ułamek sekundy poczuł się wolny jak ptak. Szybko mu jednak to uniesienie przeszło, gdy z prędkością 40 km/h "glebnął" na szorstki beton. |
Czekała go kilkudziesięciometrowa podróż po porowatym, nierównym betonie. A wszędzie było pełno potłuczonych butelek... Stefan myślał, że to jakoś zniesie, bo często bawił się w swojej sypialni ze swoją kochanką podobnymi "akcesoriami", ale nie spodziewał się aż takiej ilości ostrego szkła, które zaczęło mu sprawiać ból. Znosił to jednak, bo czuł, że dzięki temu jego prędkość maleje. Bał się tylko o swój przylegający do ciała strój, ale niepotrzebnie - zaprojektowane przez NASA wdzianko wytrzymało napór prawie wszystkich ostrych krawędzi. Oparło się jedynie butelece po Denaturacie Wyborowym De Lux, rocznik 1967.
|
 Sunie jak Superman |
Sunąc po ziemi napotkał poważną przeszkodę, jaką była niewątpliwie góra opałowego drewna. Stefan nie miał szans na zmianę kierunku swojego ruchu, zamknął więc oczy i czekał na cud. Cuda zdarzają się rzadko, więc Stefan wleciał prosto w twarde, nie ociosane gałęzie. Jedna przebiła go na wylot, ruinując mu ćwiczony w siłowni wygląd brzucha. Ale Stefan to twardziel, wcale nie stracił przytomności, znosił ból... |
 |
 Powbijały się w niego gałęzie |
 Zatrzymało go dopiero drzewo |
 |
Stefan miał już naprawdę dość. Bolał go brzuch i chciało mu się poza tym siku. Akurat w tak emocjonującym momencie...
Gdy wydawało sie, że ta "podróż" będzie trwać bez końca, przyszło "wybawienie". Na drodze Stefana stanęło drzewo. Miał jednak chłopak znowu pecha (nie mylić z pH), wleciał w pień dosyć delikatnymi częściami ciała. Części te były bardzo sprężyste, jak to u Stefanów bywa, więc nieszczęśnik odbił się jeszcze i wylądował kilka metrów dalej. Wtedy uznał, że ma dość takich przygód i w końcu wychlał Spirytusa (tzn. wyzionął ducha).
Zginął z honorem, podczas wykonywania swojego zawodu i pełnienia obowiązków wobec państwa i narodu. Powinien być dla nas wzorem godnym naśladowania. |
No cóż, ze Stefana dużo nie zostało, raptem tyle, ile widać na zdjęciu. Niestety, szkoda, że jego rower po wywróceniu się wleciał w krzaki zabijając w nich przepiórkę, polującego na nią lisa oraz niejaką Marcelinę T. Rower był cenny, pochodził z Tajwanu, poza tym miał za sobą sportowe modyfikacje w Rosji. Szkoda tego roweru... |
 |
 Ze Stefana dużo nie zostało |

To był makabryczny reportaż ku przestrodze! Pamiętajcie nigdy nie zjeżdzajcie z tej górki, chyba że macie profesjonalną opiekę - np. Hołek bierze tylko 200 zł za godzinę nadzorowania Waszych zjazdów, u niego można także nabyć bilety wstępu na górkę - dorośli 99 zł, młodzież - 49 zł, nauczyciele z LO im. KEN - bezpłatnie (my zapewniamy im wtedy "profesjonalny" sprzęt do zjeżdżania).
Zdjęcia zrobił Gollum, który po wykonaniu fotek skonsumował apetyczną, prawą stopę Stefana, co widać na ostatnim załączonym zdjęciu.
|