Strona główna

Extra!

  Dowcipy
  Telenowyela
  Powiedzonka belfrów
  Linki
  Wierszyki o Aichy
  Days of connection
  Poczta
  Siatkówka
  Badania
  Porównanie maluchów
  VW Polo
  Ranking kąpielisk
  Najbrzydsze budynki
  Browarki
  NIC
  Bieszczady
  Strzelnica
  Akcja "Rondo"
  Górka
  Testy samochodów
  Ognisko u Hołka
  Osiemnastka
  Kraków
  Inauguracyjny mecz
  Stłuczka na rondzie


Wydarzenia

Nasza klasa

Nasi nauczyciele

Nasza szkoła

Galeria

Gazetka
  Extra! - Ognisko u Hołka

Na pożegnanie wakacji Hołek zorganizował na swojej działce skromne ognisko. Ponieważ zdawliśmy sobie sprawę z tego, że trudno nam będzie w nocy wrócić z takiej imprezy z oddalonej o 13km od Stalowej Woli wioski, postanowiliśmy połączyć ognisko z nocowaniem. Niestety, to wykluczało obecność dziewczyn, kótrych konserwatywni rodzice nie pozwoliliby na taki wypad. Może to i lepiej - dzięki temu uczestnikom ogniska szybko rozwiązały się języki i bez skrępowania każdy zaczął się zwierzać. Trudno opisać taką imprezkę, więc publikujemy tylko nieliczne fotki, które wyszły (zrobiliśmy ich więcej, ale połowa fotek nadaje się tylko na podpałkę pod naszą szkołę!). Wkrótce następne ognicho! :)




Aby móc w ogóle rozpocząć imprezę, trzeba było najpierw zrobić w brzuszkach miejsce dla wszelkiego rodzaju trunków, w które się oczywiście zaopatrzyliśmy. Wszystkim poszło to dosyć łatwo, ale Kiełek i Plusiek mieli duże problemy z samodzielnym załatwieniem sprawy. Gdy jednak połączyli swoje siły, zyskali uznanie u pozostałych uczestników ogniska prezentując potężny strumień, który użyźnił jałową glebą Hołkowej działki.




Na pusty żołądek nie wolno się oczywiście niczym mocnym "faszerować", więc najpierw przystąpiliśmy do spożycia... kiełbasek. W sklepie spożywczym "Cymes" zakupiliśmy 2 kg pysznej kiełbaski (pozdrowienia dla pana Tadeusza B.). Była wyśmienita, szczególnie po przyprawieniu polegającym na nacięciu mięsa nożem. Niestety, to co dobre, szybko się kończy... A wtedy sięga się po jeszcze lepsze. Więc sięgnęliśmy!

Gdy humorki zaczęły dopisywać, zadzwoniliśmy do naszego klasowego kolegi, Zooma, który wolał w tym czasie siedzieć na Piaskach przed kompem na IRC-u prowadząc gorące rozmowy z Marcelinką T., zamiast bawić się razem z nami. Jasiu nie był zbyt zadowolony, że dzwoni się do niego kilka minut przed pierwszą, ale w sumie Zoom rzadko kiedy jest z czegoś zadowolony, więc się jakoś nie zdziwiliśmy.




Nie przewidzieliśmy, że noce mogą być w lecie takie zimne. Dlatego każdy starał się trzymać jak najbliżej ogniska, aby przynajmniej utrzymać przyjemne uczucie ciepła nabrane po wypiciu... pepsi oczywiście. Najlepiej udawało się to Aichy, który posiedział sobie w absolutnym spokoju przez jakieś dwie godziny tak blisko ognia, że zaczęły mu dymić jego oryginalne buty firmy Abibas. Gorący chłopak!

Organizacja była wyśmienita. Hołek zorganizował "szwedzki stół", z którego każdy mógł sobie brać, co chciał (czyli talerzyki, papierowe ręczniki, kubeczki i noże - za pomocą tych narzędzi każdy miał prawo do upolowania na obfitującej w różne stworzenia działce Hołka jakieś stworzonko. O mało nie skończyło się to drastycznym kanibalizmem, ale w ostatniej chwili uświadomiliśmy Pluśkowi, że gonionym przez niego "króliczkiem" jest Chaper. Plusiek długo rozpaczał, bo bardzo mocno napalił się na umięśnione udko kolegi.




Wielkim męstwem i odwagą wykazał się Chaper, któremu mimo pewnych trudności z pełnym ocenieniem sytuacji, udało się wspiąć na sromy... tfu! stromy dach przyszłego domu Hołka (pochyłość 27 stopni to dla człowieka, który nie spał przez 24 godziny - naprawdę trudne zadanie!). Na zdjęciu widać Chapera tuż przed jego karkołomnym upadkiem po potknięciu się o krzywą nogę Hołka, który przebywał na dachu w trosce o bezpieczeństwo Chaperka. Ze swojego zadania wywiązał się świetnie - Chaper wyjdzie ze szpitala już za pół roku!

Trochę piw i wspaniałe, wręcz wyśmienite wino "Jabłuszko sandomierskie" (tylko 3,50 zł za 1 litr) sprawiły nagły wzrost agresji u niektórych uczestników ognicha. Pierwszą osobą, kótrej zaczęło odbijać był Kiełek, który chciał się dowiedzieć, dlaczego Pamela Anderson go nie kocha. Aicha nie mógł mu jednak pomóc, bo był akurat zajęty obliczaniem, czy jego Dacia przejedzie 13km na resztkach tego fioletowego spirytusu, którego nie dopił.




Piotrusiowi B. nie spodobało się to, że Hołek nie przygotował żadnych czarnych kotków, które można byłoby złożyć w ofierze. Na pełnienie funkcji ofiary zgodził się po długich pertraktacjach Kiełek (wymusił kupno zgrzewki piwa "Janów"). Psycho nie trafił jednak żadną z dwóch tępych siekier w pieniek, na którym głowę oparł Kiełek żądny mocnych wrażeń. Psycho zawiódł, obawia się więc teraz zemsty ze strony tych, którym ofiarę miał składać. Wykończą go, już po nim!

Około czwartej nad ranem rozpoczęła się tak wielka inwazja komarów, że psa by człowiek z domu nie wypuścił. Dlatego na zewnątrz pozostał tylko Hołek, który podpalając swój nie dokończony jeszcze dom odstraszył krwiożercze bestie ratując w ten sposób chowających się w aucie kolegów. Zgliszcza dogasił Plusiek, któremu gumowy wąż z wodą pod dużym ciśnieniem najwyraźniej przypadł tej nocy do gustu.




Personaliów tego pana nie zdradzamy, gdyż mogłoby to negatywnie wpłynąć na jego stosunki z dziećmi i żoną. Poza tym wygląda jednak słodziutko, no ale ma ku temu powody - kolorowe fantazje wynikające z przeżywanej fazy musiały przecież wywołać grymas uśmiechu na jego twarzy opartej na 40 aluminiowych puszkach. A puszki sprzedaliśmy i kasę przekazaliśmy Fundacji Dzieci Zamkniętych w Sobie im. Piotrusia Marii N.

Nad ranem okazało się, że Hołek nie zdrzemnął się ani na chwilkę. Jego koledzy mieli więcej szczęścia, każdy z nich spał przynajmniej po 1-2 godzinki. Pierwotna wersja zakładała, że nocleg odbędzie się na strychu, ale gniazdo szerszeni, dwa krwiożercze szczury i pozostałości robotników (tzn. ciała) sprawiły, że wszystkim przeszła na to ochota. Samochody okazały się lepsze. A gdy koledzy Hołka spali, on siedział na kominie i podziwiał przepiękny wschód słońca (później okazało się, że to grzyb atomowy) marząc o takiej jednej... Khe, khe, nieważne! ;)




Nawet 2 godzinki snu nie wszystkich przywróciły do normalnego stanu - wystarczy spojrzeć na Pluśka na dwóch powyższych zdjęciach :) Mało tego, podróżowaliśmy Dacią Aichy. Hm, Aicha jako jeden z niewielu w naszej klasie zdał na prawko za pierwszym podejściem, ale pomimo tego przejawia wyraźne skłonności ku polowaniu na krawężniki. Don Adach się znalazł! Pecha miał też jeleń, który w lesie wpadł na prawe drzwi auta - jeśli ktoś nie wierzy, niech przejdzie się pod "Ósemkę" - tam można zobaczyć pogniecioną Dacię! :)