mecz nr 94 (586), 4 grudnia 2016
godzina 10:00, 34+34 min.
pochmurno, temp. 0°C
Szkoła Podstawowa nr 264, ul. Siemieńskiego 19
sportflex, 40 m x 25 m
nawierzchnia pokryta śniegiem
NIEZIELAN
Krzysztof
Zieliński

3 bramki
2 asysty
PRAWY
Rafał
Tarwacki

2 bramki
3 asysty
WOJTEK
Wojciech
Łobacz

1 bramka
3 asysty
KOBSON
Michał
Kobyliński

3 bramki
2 asysty
VS
GREG
Grzegorz
Anielak

4 bramki
5 asyst
1 samobój
NACHO
Ignacio
Fernandez

2 bramki
2 asysty
KADŁUB
Piotr
Rytel

5 bramek
4 asysty
SIBĄ
Szymon
Wójtowicz

4 bramki
3 asysty
Autorem relacji z meczu jest Wojciech Łobacz:
Składy drugiego spotkania zostały zaproponowane przez Kadłuba, co okazało się przemyślanym ruchem (przynajmniej ze strony Kadłuba). Boisko było przykryte dość sporą warstwą śniegu, co uniemożliwiało płynną i techniczną grę. Duża ilość lepkiego śniegu skutkowała intensywnym ostrzałem śnieżnym zawodników. Ktoś stojąc z boku mógłby uznać, iż zawodnicy rzucają się śnieżkami, a w międzyczasie kopią piłkę. Czerwonym zabrakło przede wszystkim jakości w grze. Główna strzelba tej drużyny w postaci Niezielana nie mogła się dobrze skalibrować na nierównej murawie. Wobec takiego stanu rzeczy Zieloni dość swobodnie utrzymywali wysokie prowadzenie. Mogli wygrać jeszcze wyżej, ale parę razy Czerwoni z poświęceniem wybraniali się, zdaje się, z beznadziejnych sytuacji.
Piłka parę razy została wykopana za siatkę. Greg dzielnie ruszał po nią, a gdy wracał czekał go przy furtce ostrzał śnieżny praktycznie wszystkich graczy. Należy dodać, iż Greg nie uchylał się przed nim, a mimo to nie dosięgła go ani jedna śnieżka. Celność ta jest też dobrze zobrazowana przez wynik, który przy dość długim czasie grania jest dość niski.
Na zakończenie obszerny wywiad z najnowszym debiutantem Latoligi, który tak solidnie podszedł do udzielenia odpowiedzi, iż relacja zostaje skrócona, by starczyło miejsca na stronie. Przed Państwem: SIBĄ!
Czy mógłby Pan opowiedzieć co nieco o Pana przygodzie z piłką? Jak często Pan grywa i czy może trenował Pan gdzieś wcześniej?
Wow – bardzo fajne pytanie – odpowiem z wielką przyjemnością i powrotem wspomnień z moich najważniejszych meczów w życiu. Moja przygoda z piłką nożna zaczęła się w wieku 2 lat (w albumie rodzinnym jest moje zdjęcie z piłką przy nodze). Sympatia do tego sportu obudziła się we mnie tak naprawdę w 3 klasie podstawowej (rok 2000), gdyż w mojej klasie było wtedy kilku bardzo dobrych zawodników (dzisiaj kopią piłkę na poziomie 3 ligi). Bardzo emocjonowałem się meczami na boisku asfaltowym przy szkole podczas WF-ów, a szczególny respekt miałem do meczów „klasowych”. W roku 2002 zawiesiłem kopanie piłki z kolegami pod blokiem po wybiciu przeze mnie szyby w oknie parterowym po strzale z rzutu karnego. Na WF-ach w szkole jednak grywałem w piłkę regularnie. Do kopania piłki pod blokiem wróciłem w roku 2005 (pamiętne mecze na boisku Wembley). W ogóle uważam, że na tle rówieśników w gimnazjum (2004-2007) byłem w najlepszej formie piłkarskiej w życiu. Z kolegami spod bloku bralismy udział w turnieju dzikich drużyn na stadionie w Kraśniku (moja wysoka forma, dużo goli, asyst i genialnej gry na tym turnieju), a po wybudowaniu Orlika w amatorskiej lidze piłki nożnej (ale bez sukcesów). Do ukończenia liceum w piłkę nożną grałem dość regularnie. Po przyjściu na studia do Warszawy (2010), w piłkę nożną grałem tylko po KILKA-KILKANAŚCIE RAZY W ROKU. Studia ukończyłem w roku 2015, a w roku 2016 nastąpił przełom. Zaczęło się od grywania sporadycznie ze współlokatorem z DS Riviera z jego firmą na hali na ul. Polnej. Na początku roku zagrałem kilka meczów w lidze na Warszawiance. Z firmą współlokatora grywam ostatnio regularnie co tydzień we wtorki (również na hali, ale gdzie indziej), a w listopadzie dołączyłem do Latoligi, w której zagrałem do tej pory w 3 niedziele. Lubię pierwszy mecz (z dwóch które zwykle się odbywają) w Latolidze, gdy jest dużo osób, mniej biegania, więcej technicznej gry i każdy bardziej się stara niż ma to miejsce w drugim meczu. Mimo iż gram ostatnio regularnie, nie udaje mi się poprawić formy piłkarskiej i zawsze po meczu czuję niedosyt co do swojej gry. Ale będę dalej próbował być coraz lepszy. Może pewnego poziomu zwyczajnie nie jestem w stanie przeskoczyć… Podsumowując – bardzo dobrze się stało, że znów regularnie gram w piłkę nożną, jednak najmilej wspominam pamiętne mecze w Kraśniku.
Zwycięstwo Pana drużyny ani przez moment nie było zagrożone. Z czego to wynikało?
Nie rozumiem o które zwycięstwo chodzi. Ale odpowiem na to pytanie inaczej. Do meczów w Latolidze czy z firmą Sii na hali podchodzę tak, że nie jest dla mnie istotne, czy moja drużyna wygrała czy przegrała. Zwracam uwagę na jakość gry nas wszystkich (w tym przede wszystkim swojej, bo chcę być coraz lepszy), wynik jest sprawą drugorzędną. Dużo w życiu obejrzałem meczów piłki nożnej na wysokim poziomie w TV i często podczas meczów porównuję w myślach wykonane przez grających nas zagrania z akcjami obejrzanymi kiedyś w wykonaniu gwiazd futbolu czy piłkarzy Stali Kraśnik. W meczach piłki nożnej ze swoim udziałem lubię, gdy wszyscy zawodnicy prezentują wyrównany poziom. Nie lubię, gdy zawodnicy regularnie nie podają w sytuacjach w których powinni podać. Zwycięstwa mojej drużyny (a mniej jakość jej gry) bardzo interesują mnie natomiast w turniejach, lidze, meczach o STAWKĘ.
Pana ksywka jest bardzo oryginalna. Czy wiążę się z nią jakaś historia?
Ksywkę fonetycznie wymyślił Jacek Hołysz [sprostowanie: ksywkę wymyślił Kobson] na pierwszym meczu Latoligi z moim udziałem (pewnie przypomniał sobie piosenkę „pieski małe dwa”). Mi się to spodobało i tak zostało to zapisane. Jednak według mnie powinno to być pisane „Sibou”, a nie „Sibą”, bo fajniej „się to pisze” i jest bardziej exclusive.

0 min.
34
68

2 zdjęcia (kliknij miniaturkę, aby je wyświetlić)