mecz nr 99 (841), 22 grudnia 2019
godzina 10:00, 20+23 min.
pochmurno, temp. 9°C
poprowadził: Hołek
Szkoła Podstawowa nr 264, ul. Siemieńskiego 19
sztuczna trawa, 50 m x 30 m
mokra nawierzchnia
wybór składów: Hołek & Kadłub
Przebieg I połowy meczu: | ||||||||||||||||||||||||||||
0 | : | 1 | 2' | Piotr Rytel (po podaniu Tomasza Tomczykiewicza) | ||||||||||||||||||||||||
0 | : | 2 | 3' | Piotr Rytel (po podaniu Piotra Szczepańskiego) | ||||||||||||||||||||||||
0 | : | 3 | 5' | Piotr Szczepański (po podaniu Piotra Rytla) | ||||||||||||||||||||||||
1 | : | 3 | 7' | Michał Legumina (po podaniu Jacka Hołysza) | ||||||||||||||||||||||||
1 | : | 4 | 9' | Piotr Rytel (po podaniu Dominika Wrzoska) | ||||||||||||||||||||||||
1 | : | 5 | 10' | Tomasz Tomczykiewicz (po podaniu Piotra Rytla) | ||||||||||||||||||||||||
1 | : | 6 | 11' | Dominik Wrzosek (po podaniu Piotra Rytla) | ||||||||||||||||||||||||
1 | : | 7 | 13' | Piotr Rytel (po podaniu Tomasza Tomczykiewicza) | ||||||||||||||||||||||||
2 | : | 7 | 14' | Michał Legumina (po podaniu Jacka Hołysza) | ||||||||||||||||||||||||
3 | : | 7 | 17' | Grzegorz Anielak (po podaniu Jarosława Kucharskiego) | ||||||||||||||||||||||||
4 | : | 7 | 19' | Jarosław Kucharski (po podaniu Michała Leguminy) | ||||||||||||||||||||||||
|
Przebieg II połowy meczu: | ||||
4 | : | 8 | 21' | Piotr Szczepański (po podaniu Dominika Wrzoska) |
5 | : | 8 | 23' | Grzegorz Anielak (po podaniu Jacka Hołysza) |
5 | : | 9 | 24' | Michał Legumina (bramka samobójcza po zagraniu Piotra Szczepańskiego) |
6 | : | 9 | 26' | Paweł Rutkowski (po podaniu Jarosława Kucharskiego) |
7 | : | 9 | 28' | Jarosław Kucharski (po podaniu Pawła Rutkowskiego) |
8 | : | 9 | 29' | Michał Legumina (po podaniu Jarosława Kucharskiego) |
9 | : | 9 | 31' | Paweł Rutkowski (po podaniu Michała Leguminy) |
9 | : | 10 | 32' | Tomasz Tomczykiewicz |
9 | : | 11 | 33' | Piotr Rytel (po podaniu Tomasza Tomczykiewicza) |
9 | : | 12 | 35' | Piotr Rytel (po podaniu Dominika Wrzoska) |
10 | : | 12 | 37' | Jacek Hołysz (po podaniu Grzegorza Anielaka) |
11 | : | 12 | 40' | Grzegorz Anielak (po podaniu Michała Leguminy) |
12 | : | 12 | 43' | Michał Legumina (po podaniu Jacka Hołysza) |
Autorem relacji z meczu jest Jacek Hołysz:
Tak emocjonującej końcówki sezonu dawno w Lawie nie było. Po końcowym gwizdku ostatniego meczu w tym roku ostateczna kolejność zawodników na podium była wciąż wielką niewiadomą. Sam mecz zaś godny był finału, który miał zdecydować o tym, komu przypadną najcenniejsze medale. Liderujący od kilku tygodni Greg nie mógł być pewien swojego kolejnego mistrzostwa, a Kadłub i Kucharz miejsc na podium. W walce o brązowy medal liczył się wciąż Legee, chociaż modele matematyczne dawały temu zawodnikowi zaledwie kilkanaście procent szans na sukces.
I choć ostatecznie mistrzostwo Lawy (po raz drugi w swej karierze) wywalczył Greg, wicemistrzem został Kadłub (kompletując tym samym wszystkie medale z podium), a graczem sezonu wybrany został dość niespodziewanie Hołek (pod nieobecność liderującego przez długi czas w klasyfikacji „gwiazdek” Mateusza, który odpuścił ostatnie tygodnie w Lawie), to nie oni będą bohaterami jedynej w tym sezonie pomeczowej relacji. Dwóm innym graczom piłkarski los napisał bowiem dużo ciekawsze historie.
Pierwszym z nich i jednocześnie chyba największym przegranym sezonu jest Kucharz. Najstarszy zawodnik Lawy w pierwszym półroczu błyszczał formą strzelecką, a jego specjalnością były gole z ostrego kąta. Latoligowy senior odpuścił zaledwie dwa weekendy sezonu 2019 i wydawało się, że w swoim ósmym roku w Lawie sięgnie nawet po mistrzostwo. Po wakacyjnej przerwie forma Kucharza wyraźnie jednak podupadła. Mimo tego pierwsze w historii występów tego zawodnika w Lawie podium wydawało się praktycznie pewne. Ostatecznie Kucharz przegrał jednak tę walkę o zaledwie 0,1 punktu (!) w bursztynowm rankingu i zajął 4. miejsce, skądinąd najlepsze w swojej latoligowej karierze. Czy po takim ciosie zawodnikowi wystarczy determinacji, by w kolejnym sezonie znowu walczyć o najwyższe cele?
W zupełnie innym nastroju sezon kończy Legee. Trapiony we wcześniejszych sezonach kontuzjami brązowy medalista z 2014 roku zanotował najwyższą, 60–procentową frekwencję w historii swoich występów w Latolidze Warszawskiej. Huśtawka emocji po kolejnych aktualizacjach prawie przyprawiła go o zawał serca, a nieustępliwy, asertywny charakter wcale nie ułatwiał walki o miejsce na podium. Ostatni mecz sezonu był dla Legiego jedną z najtrudniejszych prób w całej jego latoligowej karierze – od kłótni o składy, gdzie ostatecznie pogodził się z propozycją Kadłuba i Hołka (skazany na grę w jednej drużynie z Pawłem, który wręcz sabotował wysiłki swoich kolegów w pierwszym meczu), przez wynik 1:7 dla rywali już w 13. minucie spotkania oraz bramkę samobójczą po nieodgwizdany faul i konflikt z Babą zakończony dwuminutową karą dla Legiego. Czerwoni obawiali się nawet, że Legee na boisko już nie wróci i sezon zakończy przedwcześnie, pozostawiając swoich kolegów z drużyny na pastwę zabójczo skutecznych zielonych.
Być może te dwie minuty poza linią boczną i łyk zimnej wody uświadomiły Legiemu, że póki piłka w grze, każdy wynik, szczególnie w tych rozgrywkach, jest możliwy. Determinacja zawodnika udzieliła się jego kolegom – czerwoni jeszcze przed przerwą zaczęli odrabiać straty. Jak na ironię, nadzieję na dogonienie rywali podtrzymał swoimi asystami i golem… Kucharz. Nadzieja przerodziła się w pewność, gdy swój rekord liczby goli w meczu wyrównał Paweł, który swoje drugie trafienie zaliczył… łydką (choć z daleka wyglądało to jak piętka!). Euforia wywołana odrobieniem strat kompletnie jednak zdekoncentrowała czerwonych, którzy dali sobie wbić aż trzy gole z rzędu. Na dodatek na bramce stał na ostatniej zmianie Paweł, który nie czuje się zbyt pewnie między słupkami. To jednak oznaczało, że czerwoni grają najmocniejszym i zdyscyplinowanym taktycznie składem w polu, a w podobnej sytuacji w pierwszej połowie strzelili trzy bramki. Teraz też brakowało im trzech – choćby do remisu. Pierwszą strzelił Hołek – z lewego skrzydła przymierzył przy prawym słupku bramki Kadłuba. Drugą dołożył Greg, który wycelował w okienko tejże bramki z dystansu. I gdy remis był już na wyciągnięcie ręki, zieloni przeprowadzili składną kontrę zakończoną strzałem Szczepana w lewy słupek. Do wirującej kilkadziesiąt centymetrów przed linią bramkową piłki próbowali dopaść spóźniony Hołek oraz Baba. Ten pierwszy nie mógł już uratować sytuacji, ten drugi postanowił efektownie strzelić piętą. Efekt? Futbolówka minęła o centymetry bramkę, a Babie przed oczami przemknął mecz sezonu 2018, kiedy to nie trafił do pustej bramki i nie pobił dziesięcioletniego rekordu bramek strzelonych w jednym meczu przez jednego gracza. Po tej akcji Hołek doliczył trzy minuty do regulaminowego czasu gry, a zieloni zaczęli rozgrywać piłkę na swojej połowie, by nie dać czerwonym szansy na wyrównanie. Taktyka ta zdawała egzamin do momentu, w którym czerwoni zorientowali się, że jeśli chcą cokolwiek zdziałać w ostatnich kilkudziesięciu sekundach sezonu, muszą wściekle zaatakować, ryzykując odsłonięcie tyłów, ale i zyskując nadzieję na odzyskanie piłki po błędzie rywali. I ten błąd nastąpił! Agresywny pressing Hołka i Grega zachęcił Tomaszka do rzucenia prostopadłej piłki Babie, ten zaś nie wykorzystał szansy na zakończenie sezonu zwycięskim golem dla zielonych. Piłkę na lewym skrzydle przejął Greg, który po krótkim rajdzie przerzucił ją na prawe skrzydło do rozpędzonego Hołka. Ten zaś zdecydował się na zagranie, za które wiele razy był w Lawie krytykowany – asystę z pierwszej piłki (lewą, słabszą nogą) między obrońcami. Tym razem się udało – futbolówka wylądowała idealnie pod nogami dosłownie frunącego lewym skrzydłem Legiego, a ten huknął najmocniej jak umiał swoją lepszą, lewą nogą. Piłka z impetem uderzyła w poprzeczkę, odbiła się od linii bramkowej i wpadła do bramki z taką siłą, że załopotała jeszcze w górnej siatce. Gol na wagę wyrównania padł, gdy na zegarku organizatora zostało zaledwie 20 sekund do zakończenia ostatniego spotkania sezonu!
Ten remis, niezależnie już od wyniku serii jedenastek, dał Legiemu awans o jedno oczko w rankingu punktów za wygrane, co z kolei pozwoliło mu awansować w rankingu karminowym i w ostatnich sekundach sezonu zepchnąć z podium Kucharza. Kto wie, jak potoczyłby się ten mecz, a co za tym idzie, medalowe losy Kucharza, gdyby gracz ten nie zmarnował swojej stuprocentowej sytuacji przy stanie 10:12, kiedy to po podaniu Grega posłał piłkę kilkanaście centymetrów od słupka bramki zielonych. Być może, paradoksalnie, do wyrównania wcale by wtedy nie doszło? Być może Kucharz strzeliłby jeszcze jednego gola i wyprzedził w rankingu bursztynowym Grega, gwarantując sobie tym samym miejsce na podium nawet pomimo akcji Legiego?
To już nie ma znaczenia, więc gdybanie zostawmy tym, którzy zastanawiają się nad szansami poszczególnych graczy na mistrzostwo sezonu 2020. Skupmy się natomiast na faktach – a te są takie, że w sezonie 2019 udało się rozegrać aż 99 meczów, co jest absolutnym rekordem rozgrywek! W tym roku tylko raz zawodnicy po pierwszym meczu nie zdołali rozegrać kolejnego, ale zrekompensowali to rozgrywając jednej niedzieli aż trzy mecze. W osiągnięciu tego fenomenalnego wyniku pomógł z pewnością fakt, że w tym sezonie mecze były krótsze niż zwykle (co wynikało z niższej frekwencji i konieczności dopasowania długości spotkań do kondycji nielicznych uczestników oraz problemów z dobraniem równych składów w pierwszych meczach, co można było korygować w drugich meczach po zaznajomieniu się z bieżącą formą graczy).
Tak czy owak, tak spektakularnego sezonu organizator rozgrywek życzy sobie i swoim kolegom w kolejnej, przyszłorocznej odsłonie, która rozpoczyna się już w niedzielę, 5 stycznia! Wszystkim życzę wesołych świąt, satysfakcji z gry w Latolidze Warszawskiej oraz zdrowia. Te ostatnie życzenia kieruję w szczególności do Wojtka, który po paskudnym złamaniu palca na bramce wciąż dochodzi do siebie. Uważajmy na siebie w przyszłym roku i szanujmy się nawzajem, bo potrzebujemy się wszyscy na boisku w pełni sił, by Lawa mogła trwać i grać!
AKTUALIZACJA 10.02.2020: po wyeliminowaniu prostych błędów w zapisie przebiegu meczów sezonu 2019 oraz ponownym przeliczeniu statystyk, ostatecznie okazało się, że Kucharz nie przegrał podium o 0,1 pkt., lecz „aż” o 3!