mecz nr 14, 25 marca 2012
godzina 8:00, 42+42 min.
słonecznie, temp. 9°C
III Ogród Jordanowski, ul. Wawelska 3
boisko A, sztuczna trawa, 60 m x 40 m
sucha nawierzchnia
Spotkanie rozegrane tydzień wcześniej na boisku A przy Wawelskiej A miało być ostatnim w historii Lawy meczem na tym obiekcie, organizatorowi udało się jednak zarezerwować miejscówkę na jeszcze jeden termin. Tym razem udział w meczu zapowiedziało czternaście osób, co oznaczałoby dziesiąte z rzędu spotkanie z parzystą liczbą uczestników, ale z występu w ostatniej chwili zrezygnował Uoles. Mecz stał po znakiem dwóch ciekawych debiutów. W Lawie po raz pierwszy w historii rozgrywek wystąpił obcokrajowiec, pochodzący z Argentyny Nacho powołany przez Usula (nie był to jednak absolutnie pierwszy zagraniczny debiut w Latolidze, gdyż w jej stalowowolskiej edycji grali już Amerykanin i Włoch). Po raz pierwszy w warszawskiej edycji rozgrywek wystąpił również Kitek, któremu dzięki udziałowi w meczach w Stalowej Woli przysługuje prawo do występów w lidze niezależnie od liczby osób oczekujących na powołanie.
Niezadowolony z nierównych drużyn w poprzednich meczach Usul zgłosił się do wybierania składów, w akcję tę został również wkręcony Andrew. Nieco lepiej wybierał ten drugi, więc aby obie drużyny miały równe szanse, przed pierwszym gwizdkiem doszło do transferu Gajdzika do zielonych. Po kilkunastu pierwszych minutach można było odnieść wrażenie, że zieloni są zbyt mocni, a grający w osłabieniu liczebnym czerwoni będą mieli w tym meczu spore kłopoty. Ci drudzy nie załamali się jednak prowadzeniem rywali, choć niesnaski między Andrewem i Grzesiem sugerowały jeszcze większe problemy. Sportowa złość została jednak obrócona w niesamowtą serię dziewięciu strzelonych z rzędu goli, która mogła zabić nadzieję zielonych na odniesienie zwycięstwa. Na dodatek kontuzji doznał Gajdzik i całą drugą połowę spędził na bramce, przez co jego koledzy nie mieli nawet chwili wytchnienia. Nie załamali się jednak i również pokazali, że potrafią seryjnie strzelać gole. Bezlitośnie wykorzystali niefrasobliwość czerwonych, którzy rzucili prawie wszystkie siły do ataku, pełni żądzy kolejnych bramek. Wygrywający zespół roztrwonił przewagę, ale w końcówce się opamiętał i utrzymał korzystny wynik.
Czternasty mecz sezonu był piętnastym z rzędu spotkaniem bez bramki samobójczej. W ten sposób uczestnicy kilkunastu ostatnich spotkań ustanowili nowy rekord meczów bez goli do własnej bramki. Czyżby rósł poziom gry obrońców?