mecz nr 55, 25 listopada 2012
godzina 10:15, 30+30 min.
pochmurno, temp. 7°C
LO Nr 27, ul. Polna 5
dywan, 40 m x 20 m
mokra nawierzchnia
Minęło 6 tygodni, odkąd ostatnim razem Hołek namówił kolegów do udziału w tzw. drugim meczu. W ostatnią niedzielę listopada w końcu znów mu się to udało, choć łatwo nie było. Początkowo zgłosiło się tylko sześć osób, a Stefan i Legee długo się wahali, ale organizator wraz z innymi zawodnikami przekonał kolegów, że to jedna z ostatnich okazji do poprawienia sobie statystyk przed nadejściem zimy. Ośmiu chętnych do gry szybko przemieściło się w okolice liceum na Polnej, ale znalezienie wolnych miejsc dla czterech samochodów trwało bardzo długo - niektórzy kierowcy musieli parkować kilkaset metrów od boiska. Ponieważ niektórym graczom bardzo się spieszyło, Hołek nie bawił się w wymyślanie składów, lecz postanowił się wybierać razem z Gajdzikiem, byłym wiceprezesem stalowowolskiej Latoligi. Drużyny udało się wybrać w ten sposób bardzo szybko i na dodatek miały one przynajmniej w teorii podobny poziom umiejętności.
Ku zaskoczeniu zielonych, czerwoni mieli imponujący początek. Nie umieli co prawda konstruować skutecznych akcji, gdy inicjatywa była po ich stronie, ale kontry wychodziły im wyśmienicie i po kwadransie prowadzili aż czterema bramkami. Gdy jednak miejsce między słupkami bramki zielonych zajął Hołek i jego drużyna dysponowała najsilniejszym składem w polu, przegrywający zespół praktycznie dogonił przeciwników. Warte odnotowania w tej części spotkania było samobójcze trafienie Nowaka, już drugie tego dnia.
W drugiej połowie czerwoni utrzymywali dwu- lub trzybramkowy dystans, ale zieloni walczyli i w tej walce poczynali sobie coraz śmielej. Szczególnie ostro w odrabianie strat wkręcił się Andrew, który w pięć minut doprowadził do remisu po zespołowych akcjach całego zespołu. Niestety, zielonym w defensywie nie powodziło się już tak dobrze. Pozwalali rywalom na zbyt wiele, a broniący ich bramki w tej części meczu Hołek również nie zrobił niczego imponującego, by powstrzymać strzelców czerwonych. W końcówce mający wciąż nadzieję na zwycięstwo zieloni zdołali jednak ponownie nawiązać kontakt z rywalami. Brakowało jednak kropki nad i - Hołek, Kobson i Legee nie potrafili wykorzystać wielu okazji, które sobie wypracowali. A czerwoni postanowili udowodnić im stare piłkarskie przysłowie, że niewykorzystane sytuacje się mszczą. Cztery bramki z rzędu wybiły zielonym zwycięstwo z głów. Co ciekawe, ostatni gol, będący dwunastą bramką zielonych w tym meczu doprowadził do wyniku 16:12 dla czerwonych - identycznego jak w porannym meczu na Wawelskiej. A Legee i Stefan nie żałowali, że dali się namówić na mecz - pierwszy awansował na podium, drugi do pierwszej dziesiątki rankingów.