mecz nr 59 (377), 21 września 2014
godzina 10:00, 30+30 min.
pochmurno, temp. 20°C
Szkoła Podstawowa nr 264, ul. Siemieńskiego 19
sportflex, 40 m x 25 m
sucha nawierzchnia
Po trwającej kilka miesięcy serii meczowych niedziel Lawy, podczas których były rozgrywane co najmniej dwa spotkania, od 29 czerwca ani Hołkowi ani też jego zastępcom nie udało się zorganizować takich meczów. Trwająca prawie trzy miesiące fatalna seria, spowodowana zapewne niską w okresie letnim frekwencją, została jednak w końcu przerwana wraz z powrotem prezesa Lawy do rozgrywek. Na występ zgodziło się co prawda zaledwie sześciu zawodników, ale na małe boisko na Siemieńskiego była to liczba w zupełności wystarczająca.
Przy wybieraniu składów zapadła decyzja, aby rozdzielić dwóch najlepszych zawodników poprzedniego spotkania. Po ustaleniu ostatecznych składów wydawało się, że zieloni mają nieco mniejszy potencjał, z drugiej jednak strony Hołek i Kucharz całkiem nieźle radzą sobie w meczach 3 vs. 3, gdzie mają do dyspozycji dużo przestrzeni i nie muszą wdawać się w dryblingi. Zieloni podjęli więc wyzwanie i bez kompleksów wyszli na spotkanie przeciwko dobrze dysponowanemu tego dnia Niezielanowi, nieobliczalnemu Nacho i nieco zmęczonemu Haremu.
Spotkanie było rozgrywane w bardzo wolnym tempie – nikomu nie chciało się biegać, zawodnicy dostojnie kroczyli po boisku i wymieniali między sobą podania. Błyskawicznie padały za to bramki – już po kilkudziesięciu sekundach od pierwszego gwizdka wynik otworzył Kadłub, na którego gole szybko odpowiedział Niezielan. Drugą bramkę zawodnik zdobył w swoim stylu, przerzucając futbolówkę przez całe boisko nad zbyt wysuniętym bramkarzem. Potem mecz się wyrównał, aż w końcu na ofensywny zryw zdecydował się Kucharz. Jego świetna skuteczność zaowocowała serią czterech kolejnych trafień, które dały jego drużynie dość wysokie prowadzenie. Zieloni nie potrafili go jednak utrzymać i po pierwszej połowie pachniało remisem.
W drugiej części meczu gra wyrównała się jeszcze bardziej – zawodnicy rzadko popełniali błędy taktyczne i zgodnie z prawidłami tego typu spotkań na każdego gola czerwonych golem odpowiadali zawodnicy w zielonych koszulkach. Większość goli padała w identyczny sposób, po podaniu uczestniczącego w akcji bramkarza do któregoś z jego niepilnowanych kolegów na skrzydle. Wyjątek stanowił wspomniany wcześniej lob Niezielana, rzut karny po jego zagraniu ręką oraz niespodziewany rajd Hołka przez całe boisko – zawodnik postanowił dać próbkę swoich sprinterskich umięjętności, minął obrońcę i niesygnalizowanym strzałem nie dał szans bramkarzowi, dzięki czemu w ostatnich minutach meczu jego drużyna minimalnie prowadziła. Wtedy to jednak doszło do kontrowersyjnej sytuacji – przy próbie ratowania się z oblężenia własnej bramki Hołek odbił piłkę ramieniem. Czerwoni, głównie w osobie Niezielana, domagali się karnego, zieloni byli natomiast przekonani, że za takie zagranie jedenastka się nie należy. W tej sytuacji trzeba było prawdopodobnie rzucić monetą, jednak organizator, jako sędzia w swojej własnej sprawie, podyktował rzut karny dla zielonych. Okazję na gola zamienił Niezielan, a że był to już doliczony czas gry, mecz zakończył się remisem i serią kolejnych jedenastek.
Czerwoni okazali się w nich znacznie lepsi – co prawda Hary dwukrotnie nie trafił w bramkę, ale Hołek nie obronił żadnego strzału jego kolegów, świetną skutecznością popisał się za to Niezielan, który zatrzymał wszystkie piłki posłane w jego kierunku przez rywali. Być może ci podświadomie celowali w zawodnika, który w ich odczuciu odebrał im zwycięstwo.