mecz nr 67 (385), 19 października 2014
godzina 10:15, 30+30 min.
słonecznie, temp. 12°C
Szkoła Podstawowa nr 264, ul. Siemieńskiego 19
sportflex, 40 m x 25 m
mokra nawierzchnia
Choć po zakończeniu wakacji zawodnicy powrócili do tradycji regularnego rozgrywania tzw. drugich meczów, cieszyły się one umiarkowanym zainteresowaniem i przeważnie uczestniczyło w nich zaledwie sześciu graczy, co negatywnie wpływało na jakość widowisk. Tym razem jednak po porannym meczu do domu wrócili jedynie Bakster i Kuba, a pozostałych dziesięciu zawodników zdecydowało się zagrać jeszcze raz. Ostatni raz tak wysoka frekwencja w drugim meczu dopisała niemal pół roku temu, gdy Lawa grała jeszcze na boisku w Parku Polińskiego na Pradze.
Przed spotkaniem Stefan i Niezielan zażyczyli sobie w swoich drużynach Legiego, który zanotował niezły występ w poprzednim spotkaniu. Aby zdecydować o tym, komu przypadnie możliwość zagrania z tym zawodnikiem, Hołek poprosił kolegów o zagranie w „papier, nożyce, kamień”, jednak z powodu odmiennej interpretacji reguł gry przez obu uczestników zabawy nie udało się w ten sposób wyłonić zwycięzcy. Organizator rozgrywek rzucił więc pięciozłotową monetą, która po upadku na ziemię potoczyła się jeszcze kilka metrów, wzbogacając tę rywalizację o dodatkową dramaturgię. Szczęście uśmiechnęło się do Niezielana i to on zagrał z najlepszym graczem poprzedniego meczu.
O ile jednak Legee spełnił większość pokładanych w nim nadziei, o tyle Niezielanowi mecz raczej nie wyszedł. Rzadko bowiem zdarza się, by lider strzeleckiej klasyfikacji wszech czasów Lawy schodził z boiska z zerowym dorobkiem bramkowym. Strzały Niezielana były bardzo niecelne, a przecież grano jego własną piłką. Zawodnik ten jednak przynajmniej trafiał za każdym razem w piłkę, czego nie można powiedzieć o Hołku, który dwukrotnie zmarnował 200-procentowe sytuacje po podaniach Legiego, gdzie wystarczyło kopnąć piłkę, a nie powietrze.
Czerwoni również nie imponowali skutecznością, jednak przez większość meczu wyprzedzali rywali o krok. Duża w tym zasługa Wojtka, który mimo naciągniętego mięśnia chciał się zrehabilitować za wpuszczenie babola w ostatnich sekundach poprzedniego spotkania i biegał po boisku tak ambitnie, jakby wcale nie miał kontuzji. Zieloni mieli nieco mniejszą ochotę do gry, bo w pierwszej połowie prawie jednocześnie dość ostro przez rywali zostali potraktowani Nacho i Legee. Nie tylko ich prześladował jednak tego dnia pech w tej okolicy – podczas meczu na ulicy Siemieńskiego doszło do niegroźnej, aczkolwiek bardzo głośnej kolizji dwóch aut. Na szczęście nie ucierpiały w niej pojazdy zawodników Latoligi Warszawskiej.