mecz nr 70 (388), 11 listopada 2014
godzina 8:00, 40+40 min.
pochmurno, temp. 6°C
Szkoła Podstawowa nr 264, ul. Siemieńskiego 19
dywan, 50 m x 30 m
sucha nawierzchnia
Zgodnie z latoligową tradycją zawodnicy Lawy postanowili wspólnie uczcić rocznicę odzyskania niepodległości przez Polskę. Tym razem na meczu zabrakło jednak flagi, ponieważ Hołek bardzo mocno umocował ją do swojego balkonu w obawie przed zbyt krewkimi rodakami rozrabiającymi po różnego rodzaju marszach. Samego meczu nie zakłóciło prawie nic, choć wyzwaniem było sklecenie równych składów przy dość małej frekwencji. Etatowy duet Stefana i Kuby został wsparty Krzychem, który lubi pobiegać za piłką w drużynach osłabionych liczebnie. Czwartym biegaczem w drużynie czerwonych miał być Baba, który ma nie tylko długie nogi, ale i stopy. Pozorna zaleta okazała się przekleństwem – Baba w żadnym sklepie nie mógł dostać butów do piłki nożnej i musiał zakupić obuwie do squasha.
Grę zielonych mieli napędzać powracający po czterech miesiącach przerwy Bartek oraz Niezielan. Ten drugi był jednak częściowo niedysponowany, bowiem w nocy nabawił się kontuzji gałki ocznej i musiał zagrać z prowizorycznym opatrunkiem kompletnie nieznającego się na zabezpieczaniu ran Hołka. Początkowo Niezielan biegał więc tylko po jednej stronie boiska, drugiej bowiem zwyczajnie nie widział. Mimo tego świetnie radził sobie na bramce, a w ataku wykreował kilka ciekawych akcji. W zespół zielonych bardzo dobrze wkomponował się Motys, który po przywdzianiu swojej własnej lawowej koszulki gra zdecydowanie lepiej niż w poprzednich występach. Nie miał zresztą wyjścia, przy tak małej liczbie zawodników w polu siłą rzeczy musiał angażować się w ofensywę i okazało się, że całkiem nieźle mu to wychodzi.
Spotkanie było niezwykle wyrównane, choć w drugiej połowie do głosu zdecydowanie częściej dochodzili czerwoni. Zawodnicy tej drużyny grali dokładnie tak, jak oczekiwał tego organizator, choć zaskoczeniem było utrzymanie dobrego tempa po przerwie – zwykle to drużyny grające w przewadze mają lepszy ten okres gry. Nadzieję zielonym przywrócił Nacho, który miał udział w czterech kolejnych bramkach swojego zespołu. Zieloni mogli pójść za ciosem i rozstrzygnąć spotkanie na swoją korzyść, jednak nagłego załamania formy doznał Niezielan, który po zdjęciu pirackiej opaski z oka grał zdecydowanie gorzej. Najpierw nie trafił z metra do pustej bramki, co w historii latoligowych występów nie zdarzyło mu się chyba nigdy. Potem zaś zmarnował okazję wypracowaną przez Bartka, który odebrał piłkę strzegącemu bramki czerwonych Stefanowi. Wystarczyło trafić do pustej bramki z 20 metrów lub wbiec do niej z piłką, jednak Niezielan fatalnie przestrzelił. Po chwili zaś swojaka wbił przypadkiem Motys, a w doliczonym czasie gry podbramkowy chaos na gola zamienił przytomnie Krzychu i w Świeto Niepodległości zwyciężyli biało-czerwoni.