mecz nr 41, 2 października 2011
godzina 8:00, 42+42 min.
pochmurno, temp. 14°C
III Ogród Jordanowski, ul. Wawelska 3
boisko A, sztuczna trawa, 60 m x 40 m
sucha nawierzchnia
Październik to kolejny miesiąc, na który organizatorowi udało się zarezerwować boisko przy Wawelskiej. Prognozy zapowiadające rychłe popsucie się pogody skłoniły aż 14 zawodników do skorzystania z jednego z ostatnich ładnych weekendów roku. Mecz rozpoczął się z 15-minutowym opóźnieniem, gdyż latoligowcy czekali na przybycie Kołodzieja, który ostatecznie na mecz nie dotarł. Składy były więc wymyślane "na chybcika", aczkolwiek wydawały się na tyle równe, że obie drużyny bez uwag zgodziły się rozpocząć spotkanie.
Początek meczu był prowadzony w zaskakująco szybkim tempie. Co ciekawe, dynamiczną grą popisywała się głównie drużyna grająca w osłabieniu liczebnym. Do gry palił się powracający po trzymiesięcznej rehabilitacji kostki Sosna, sporo energii miał również Blady, a na pseudospalonym nieustannie trwał Ryku, który zresztą zawstydził rywali, otwierając wynik meczu precyzyjnym strzałem głową mimo asysty dużo wyższych graczy. Zieloni utrzymywali dobre tempo przez całą pierwszą połowę i zdecydowanie ją wygrali. Czerwoni budowali akcje z mozołem, ale mieli swoje szanse, tyle że nie umieli ich wykorzystać. Jedyne gole dla czerwonych w tej części spotkania padły dzięki lisiemu sprytowi i snajperskiemu instynktowi Rejczela, którego jak mało kogo piłka szuka w polu karnym.
W drugiej połowie zieloni zagrali wyraźnie gorzej, a czerwone trio Niezielan-Uoles-Usul wyraźnie się rozkręciło. Co prawda wygrywający zespół stwarzał sobie sporo sytuacji, ale w nieprawdopodobny sposób je marnował. Absolutnym mistrzem w tej kategorii był Mikuś, który w całym meczu oddał na bramkę rywali prawie 20 strzałów i tylko raz trafił w jej światło. Zieloni zerwali się do porządnych ataków dopiero, gdy rywale nawiązali bramkowy kontakt. Końcówka była dość emocjonująca, ale z upływem każdej minuty coraz bardziej jasne było, że zieloni tego meczu już nie przegrają. Kropkę nad i postawił Serwus - po odebraniu piłki rozpaczliwie atakującym rywalom kopnął płasko po ziemi z ponad 40 metrów do pustej bramki. Celnie.