mecz nr 30, 8 lipca 2012
godzina 8:00, 36+36 min.
pochmurno, temp. 22°C
III Ogród Jordanowski, ul. Wawelska 3
boisko A, sztuczna trawa, 60 m x 40 m
sucha nawierzchnia
Z powodu urlopowej nieobecności Hołka mecz poprowadził Uoles, oto jego relacja:
Po rekordowych upałach niedzielny poranek miło zaskoczył spragnionych piłki lawowiczów umiarkowaną temperaturą i zachmurzonym niebem, które jednak nie groziło ulewą. W tych optymalnych warunkach przyszło zmierzyć się 10 z 12 zgłoszonych zawodników. Krzynio 20 minut po potwierdzeniu pobudki stwierdził, że jednak nie dotrze, Grzesiu natomiast enigmatycznie zrezygnował kilka minut po godzinie 8. Wybór składów okazał się twardym orzechem do zgryzienia, gdyż na boisku pojawił się debiutant, który swą rozgrzewką i profesjonalnym uniformem dał wyraźnie do zrozumienia, że piłka nożna to dla niego nie pierwszyzna. Zagadką pozostawała także forma dawno niewidzianego Czara. Wybrane składy spotkały się pomrukiem niezadowolenia czerwonych, jednak ambitnie zgodzili się podjąć wyzwanie. Przebieg meczu szybko pokazał jak bardzo się w swojej ocenie składów mylili.
Już po kilku pierwszych rajdach nowego zawodnika, ochrzczonego przez nierozgarniętych kolegów Stefan Waldemar Radosław, było wiadomo, że prezentuje poziom gry rzadko w Lawie spotykany. W połączeniu z dużymi przestrzeniami jakie zapewnia Wawelska przy grze 5 na 5 Stefan po rozpędzeniu się wydawał się nie do zatrzymania. Mijał jak tyczki obrońców zielonych, którzy momentami wyglądali, jakby nie zjedli śniadania. Poukładana, dokładna gra czerwonych wraz z wysoką skutecznością zaowocowała szybkim wysunięciem się na wysokie prowadzenie. Nie przeszkadzali im w tym za bardzo przeciwnicy, z których każdy chciał robić wszystko, z czego niewiele im wychodziło. Nadzieje na nawiązanie walki dała ostatnia zmiana, gdy na bramce stanął Stefan, zabierając ze sobą impet ataków swojej drużyny.
Druga połowa rozpoczęła się od czterech akcji zakończonych golem, po którym nastąpił okres walki. Jednak z każda kolejną zmianą było wiadomo, iż zielonym brakuje asów w rękawie na świetnie dysponowanych tego dnia czerwonych. Dobra gra obronna i szybkie kontry sprawiły, że przeciwnicy grali już tylko o dwucyfrowy wynik. Rozmiary porażki byłyby jeszcze większe, gdyby nie cuda wyczyniane na bramce przez Nacho (szczególnie ładna parada przy bombie Legee'ego w okienko, normalnie stadiony świata) oraz pewna nonszalancja, która wkradłszy sie w poczynania czerownych przełożyła się na kilka niewykorzystanych "setek". Poza tym ze świecą trzeba by szukać słabego punktu w zwycięskiej drużynie - nawet Ryku chyba niczego nie zepsuł. Tak samo trudno było znaleźć jakieś pozytywy u zielonych, którzy na papierze przed meczem wyglądali na zdecydowanych faworytów.
Przez cały mecz, jak również i po nim, wszyscy zawodnicy zachwycali się szybką, sprawną i bezbłędną organizacją meczu. Epitety takie jak "wspaniała", "bajeczna" i "nieporównywalnie lepsza od tego Jacka jak mu tam" nie należały do rzadkości.