mecz nr 31, 15 lipca 2012
godzina 8:00, 40+48 min.
słonecznie, temp. 20°C
III Ogród Jordanowski, ul. Wawelska 3
boisko A, sztuczna trawa, 60 m x 40 m
sucha nawierzchnia
Trzydziesty pierwszy mecz sezonu został w trybie normalnym zorganizowany przez Hołka po jego urlopie. Na urlop wyjechało za to kilku innych etatowych graczy Lawy i wcale nie tak łatwo było namówić wystarczającą liczbę zawodników na udział w spotkaniu, nawet pomimo korzystnych prognoz pogody. Ponownie konieczne było sięgnięcie po debiutanta. Tym razem padło na Rutka, który co prawda zajmował dopiero piąte miejsce na liście osób oczekujących na powołanie do ligi, ale jego "rywale" z wyższych pozycji nie mogli tym razem skorzystać z szansy zaistnienia w warszawskiej edycji latoligi.
Hołek oparł skład zielonych na Legim, który w poprzednim meczu zanotował świetne statystyki i przebojem wdarł się do pierszej dziesiątki. Za najważniejszego partnera do gry miał mieć Mikusia, zaś przeciw nim wystąpić mieli ofensywnie usposobieni Andrew i Serwus. W pierwszej części meczu czerwoni wyszli aż na trzybramkowe prowadzenie, choć z przebiegu gry wynikało, że powinien być remis. Spektakularnymi intwerwencjami popisywali się jednak Nacho i Serwus, którzy nie pozwalali na wpakowanie piłki do ich bramki. Mecz przestał być wyrównany w momencie, gdy Rutko nabawił się kontuzji kostki i musiał stanąć między słupkami. Zieloni stracili wartościowego zawodnika w polu i choć na bramce kontuzjowany Rutko popisał się kilkoma znakomitymi paradami, to i zdarzyło mu się puścić gola między rękami. Zieloni jednak nie poddawali się i gdy strzelili rywalom gola do szatni, wydawało się, że mają jeszcze szanse na powalczenie o dobry wynik.
Na drugą połowę musieli jednak wyjść w osłabieniu liczebnym - ból i opuchlizna kostki debiutanta uniemożliwiły mu kontyunowanie gry. Wydawało się, że w tej sytuacji czerwoni przejadą się po rywalach jak walec po asfalcie na A2. Nic z tego, zieloni zaczęli odrabiać straty i już po kilku minutach mieli przeciwników na wyciągnięcie nogi. Czerwoni ofuknięci przez Andrewa wzięli się do roboty i ponownie zdominowali przebieg spotkania, a zieloni mogli jedynie liczyć na kontry. Szans na przynajmniej częściowe odrobienie strat mieli sporo, ale dwukrotnie sytuacji sam na sam nie wykorzystał Ryku, tyle samo razy pomylił się Legee, a jeszcze częściej pudłował Mikuś.
W końcówce spotkania zmotywowany rychłym ślubem Nacho zaaplikował przeciwnikom cztery bramki i było po meczu, przynajmniej pod względem statystyki. Pod względem estetyki zieloni zaimponowali akcją, w której Mikuś strzelał przewrotką, a Czaro dobijał główką w słupek.