mecz nr 42, 16 września 2012
godzina 10:15, 30+30 min.
pochmurno, temp. 16°C
LO Nr 27, ul. Polna 5
dywan, 40 m x 20 m
sucha nawierzchnia
Czterdzieste drugie spotkanie sezonu 2012 było pierwszym od prawie pół roku tzw. drugim meczem. Odkąd zawodnicy grają na Wawelskiej i dają z siebie wszystko w meczach rozpoczynanych się o godzinie 8:00, trudno kogokolwiek namówić na udział w kolejnych, nawet dużo krótszych spotkaniach. Ponieważ tym razem jednak w pierwszym meczu wystąpiło aż 18 osób, nie było problemu z zebraniem chętnych do zagrania jeszcze raz. Zawodnicy musieli się jednak przenieść na Polną, gdzie znajduje się najbliższe bezpłatne boisko Lawy.
Na udział w meczu zdecydowało się dziesięć osób, z czego aż trzy nigdy nie brały udziału w takim spotkaniu i nie znało specyfiki gry w tych krótkich, sześćdziesięciominutowych potyczkach. Od rozgrywania takich spotkań odwyczaili się również latoligowi wyjadacze. Na dodatek wśród wszystkich panowało jakieś dziwne rozprężenie. Dlatego gra w pierwszej połowie zupełnie się nie kleiła. Przez 30 minut padło zaledwie 5 bramek, a przecież trudno wyobrazić sobie lepszą okazję do poprawienia statystyk. Zamiast grać przyzwoity futbol, zawodnicy częściej jednak pokładali się ze śmiechu po niewytłumaczalnych zagraniach, próbach zastosowania nietypowych planów taktycznych, czy też po prostu wybornych żartach. Humory dopisywały, a mecz toczył się w bardzo przyjaznej atmosferze, bo i przebieg był wyrównany. Obie drużyny prezentowały bowiem podobny poziom, który z klasycznym futbolem nie miał nic wspólnego.
Po przerwie oba zespoły uznały, że czas żartów się skończył i trzeba zadbać o pozycje w rankingu. Sygnał do strzelania dał Kadłub, który zdobył gola 7 sekund po gwizdku zwiastującym rozpoczęcie drugiej połowy. Wyraźnie poirytowało to czerwonych, którzy postanowili dać rywalom srogą lekcję futbolu. Zdobyli dziewięć goli z rzędu, wykorzystując coraz słabszą postawę przeciwników. Z łatwością odbierali im piłkę, a potem z jeszcze większą swobodą zamieniali okazje na gole. Gra zielonych wciąż była żartem, zawodnikom tej drużyny coraz rzadziej było jednak do śmiechu. Nie potrafili wymienić kilku celnych podań, jeszcze gorzej było ze strzałami. W końcówce uratowali jednak swój honor, windując swój wynik do dwucyfrowej liczby.