mecz nr 57, 2 grudnia 2012
godzina 10:15, 30+30 min.
pochmurno, temp. 0°C
LO Nr 27, ul. Polna 5
dywan, 40 m x 20 m
mokra nawierzchnia
Choć mróz nie zachęcał do spędzania czasu na świeżym powietrzu, to ośmiu uczestników porannego meczu na Wawelskiej postanowiło zagrać tego dnia jeszcze raz - tym razem na Polnej, która stała się już etatowym miejscem rozgrywania tego typu spotkań. Co ciekawe, aż siedmiu chętnych do gry to gracze z pierwszej dziesiątki rankingu. Nic powinno to jednak dziwić - w ostatnich meczach sezonu próbują walczyć o jak najlepsze pozycje. Niektórym udział w drugim meczu dał bardzo wiele, innym niestety mocno skomplikował walkę o najwyższe lokaty.
Podczas budowania składów Hołek wyszedł od obsadzenia w przeciwnych drużynach Kuby i Niezielana. Żaden z nich nie mógł bowiem tego dnia zająć miejsca między słupkami. Kuba nieomal stracił palec w przedziwnym wypadku z poprzedniego dnia, więc skarżył się na ból dłoni i nie chciał narażać jej na uderzenia. Niezielan wolał natomiast zminimalizować ryzyko trafienia przez piłkę jego nosa, który został brutalnie obity tydzień wcześniej przez nieznanych sprawców w jednym z warszawskich klubów. Wspólnymi siłami udało się dorzucić każdemu z tych graczy po trzech innych i mecz mógł się rozpocząć. Ustalono jedynie, że każdy z bramkarzy będzie bronił podczas każdej z połówek spotkania po dwa razy - w przeciwnym wypadku golkiperzy zbyt szybko traciliby ciepło.
Na wyjątkowo śliskiej nawierzchni obie drużyny radziły sobie w pierwszej połowie w porównywalny sposób. Każdy zespół trzykrotnie wychodził na prowadzenie - ani czerwoni ani zieloni nie potrafili jednak utrzymać przewagi dłużej niż przez kilka minut. Żadna z drużyn nie dyktowała też zbyt wysokiego tempa, każdy gracz był już solidnie zmęczony po intensywnym wysiłku na Wawelskiej. Pod koniec pierwszej połowy czerwoni wpadli jednak w tarapaty. Strzegący ich bramki Stefan postanowił wspomóc kolegów w ataku, zapominając zupełnie o pilnowaniu swojej nominalnej pozycji w tej części spotkania. A że jego koledzy nie potrafili utrzymać piłki, rywale szybko skarcili czerwonych golami strzelanymi niemal do pustej bramki.
W drugiej połowie obraz gry uległ całkowitej zmianie. Czerwoni razili nieskutecznością - nie potrafili trafić do bramki w klarownych sytuacjach, dużo lepiej wychodziło im pakowanie futbolówki do siatki tuż przy słupkach. Za to zieloni imponowali, choć im też zdarzało się nie trafiać do pustej bramki. Swoje błędy naprawiali jednak mniej więcej trzy razy skuteczniej od przeciwników. Nie przeszkodziła im nawet dwuminutowa kara dla Legiego za odbicie ręką poza polem karnym piłki lecącej w kierunku bramki. Czerwoni byli żenująco bezsilni, zieloni imponująco mocni.