mecz nr 40, 18 sierpnia 2013
godzina 8:00, 42+42 min.
słonecznie, temp. 25°C
III Ogród Jordanowski, ul. Wawelska 3
boisko A, sztuczna trawa, 60 m x 40 m
sucha nawierzchnia
Upały wróciły. A wraz z nimi na Wawelskiej pojawili się gracze, którzy w ostatnich tygodniach pauzowali. Znalazł się wśród nich m.in. Usul, który na mecz Lawy przyjechał specjalnie autostradą prosto z Portugalii, gdzie szkolił swoją technikę pod opieką najbardziej charyzmatycznych trenerów świata. Udział z spotkaniu odwołał za to Niezielan, który był tak zmęczony robotą i perspektywą rychłej wizyty w kolejnym miejscu pracy, że zrezygnował z przybycia na spotkanie.
Składy zaproponowane przez Hołka wzbudziły lekki niepokój czerwonych, ale podjęli oni wyzwanie polegające na grze przeciwko czterem graczom w zielonych koszulkach, którzy wręcz uwielbiają atakować bramkę przeciwników. Zieloni zresztą dość szybko pokazali swoją moc – Sosna i Serwus bezlitośnie wykorzystali błędy Hołka i Stefana w defensywie. Czerwoni jednak szybko się po tych ciosach podnieśli i nie tylko odrobili straty, ale i wyszli na prowadzenie. Również i im rywale sprezentowali kilka bramek – pewnością siebie nie imponowali Chaper i Kucharz. Zieloni też jednak potrafili odpowiedzieć dobrymi akcjami i na przerwę zawodnicy obu zespołów schodzili z równymi szansami na odniesienie zwycięstwa. Organizator postanowił nawet zostawić trochę zapasu czasu na rzuty karne, choć z drugiej strony doświadczenie ostatnich kilku spotkań pokazało, że wyrównana pierwsza połowa w żadnym wypadku nie gwarantuje podobnego poziomu emocji przez pozostałą część spotkania. Tak było również i w tym meczu.
Bo choć wynik kolejnej połowy otworzył dla czerwonych zaskakująco dobrze dysponowany tego dnia w ofensywie Blady, to do zielonych należała druga część meczu. Ich fantastyczna seria ośmiu kolejnych trafień odebrała czerwonym nadzieję na coś więcej niż walkę o honor. Stefan zbyt długo holował piłkę, Bakster za często ją tracił, reszta zespołu wykazywała się podobną niefrasobliwością w każdym sektorze boiska. Zielonym wychodziło zaś prawie wszystko, a w szczególności błyskawiczne przerzuty piłki w pole karne rywali po ich nieudanych akcjach. Wygrywający zespół próbował nawet strzałów zza połowy boiska, ale akurat w ten sposób nikomu nie udało się zmienić wyniku. Czerwoni ogarnęli się nieco w końcówce i częściowo zniwelowali straty, ale wypracowana przez zielonych przewaga była nie do ruszenia.
Ostatniego gola meczu zdobył Hołek, który korzystając z wycieczki bramkarza zielonych (Serwusa) w pole karne przeciwników na jedną z ostatnich akcji meczu, postanowił zostać na kilkudziesięciometrowym spalonym i czekać na piłkę jak rasowy sęp. Odbiór piłki przez Bladego i idealne podanie Stefana pozwoliło Hołkowi zdobyć najłatwiejszego i jednocześnie najbardziej niezasłużonego gola w jego karierze.