mecz nr 20 (338), 16 marca 2014
godzina 10:15, 30+30 min.
pochmurno, temp. 7°C
Orlik w Parku Polińskiego, ul. Szaserów 123
sztuczna trawa, 60 m x 32 m
mokra nawierzchnia
Aż dwunastu uczestników porannego meczu rozegranego w trzecią niedzielę marca miało ochotę zagrać jeszcze raz. Tak duża frekwencja dawała nadzieję, że pomimo zmęczenia zawodników, spotkanie będzie ciekawe. Aby to jednak zagwarantować, konieczne były zmiany w składach. Początkowo wydawało się, że wystarczy przesunięcie jednego z zawodników z drużyny w zielonych koszulkach do zespołu w strojach czerwonych, jednak ostatecznie zapadła decyzja, by składy mocno przemieszać. Zadanie to organizator powierzył Usulowi i Stefanowi, którzy zostali uznani za liderów nowych drużyn i mieli sobie dobrać kolegów. Dość szybko okazało się jednak, że gracze ci wybierają dokładnie tych samych zawodników, z którymi grali w pierwszym meczu! Zmiany dotyczyły tylko tych graczy, którzy do drużyn dobierani byli jako ostatni.
Dość szybko okazało się, że Stefan miał nosa – niewyróżniający się niczym w pierwszym meczu Hołek w drugim spotkaniu był ważnym elementem piłkarskiej układanki czerwonych i miał udział w pięciu bramkach swojej drużyny w pierwszej połowie, choć obowiązujące w Lawie zasady zaliczania asyst dwóch z tych akcji nie pozwoliły dopisać do konta prezesa Lawy. Drużyna Stefana szybko wyszła na prowadzenie i systematycznie je powiększała, mimo braku w swoim składzie Andrzeja, który był najlepszym graczem porannej potyczki. Zieloni borykali się z wieloma problemami, z których największymi były niecelne decydujące podania. Zawodzili zwłaszcza Kucharz i Stefan, którzy kilkadziesiąt minut wcześniej zaprezentowali się z dobrej strony.
Jednak Krzychu, Legee, Nacho i Usul nie zamierzali się poddawać i dzielnie walczyli o odrobienie strat. Pięciobramkową stratę z 22. minuty zniwelowali do zaledwie jednego oczka w 40 minucie spotkania. Wydawało się, że zwycięstwo wymyka się czerwonym z rąk (lub nóg), jednak wtedy popis koncertowej gry ku zaskoczeniu kolegów z drużyny, rywali i chyba również swoim, dał Uoles. Trzymający się dotąd raczej linii defensywnej zawodnik miał udział w pięciu kolejnych golach swojego zespołu, a trzy z nich zdobył sam, siejąc spustoszenie imponującymi strzałami lewą nogą. Ciosy te zrobiły na wszystkich tak duże wrażenie, że rozkręcający się z meczu na mecz Uoles nie był nawet zbytnio wyśmiewany, gdy zmarnował idealną sytuację i nie trafił do pustej bramki z najbliższej odległości. Jego wcześniejsza eksplozja formy zapewniła powiem czerwonym bezpieczne prowadzenie. W końcówce zieloni mocno naciskali, ale świetnie na bramce spisywał się Hołek, który m.in. aż pięciokrotnie zatrzymał Legiego w sytuacjach sam na sam. A gdy i Hołek nie dawał już sobie rady z odcinaniem rywalom dostępu do bramki, w zadaniu tym wyręczał go Jacob.