mecz nr 31 (349), 1 maja 2014
godzina 8:00, 42+42 min.
słonecznie, temp. 14°C
Szkoła Podstawowa nr 264, ul. Siemieńskiego 19
dywan, 50 m x 30 m
sucha nawierzchnia
Długi weekend majowy to doskonała okazja do oderwania się od prozy życia i do zmiany otoczenia. Zanim jednak zawodnicy Lawy wyjechali poza Warszawę, postanowili spotkać się w czwartkowy, świąteczny poranek na mecz. Hołek spodziewał się niewielkiej frekwencji, więc nie rezerwował na majówkę boiska w Parku Polińskiego. Zamiast tego latoligowcy spotkali się na Ochocie przy ul. Siemieńskiego. Dzięki temu na występ zdecydowali się ci, którzy na Pragę mają za daleko i nie grają w Lawie w niedzielne poranki (np. Heniek, Kołodziej, Krzynio czy Misaki).
Pogoda dopisała, żaden z dwunastu zawodników również nie zaspał, warunki do gry były więc idealne. Hołek miał też czas zastanowić się nad składami, więc prawie każdy gracz, który pojawił się na boisku, wiedział z góry, w której drużynie zagra. Jako pierwsi gola zdobyli zieloni, ale potem czerwoni zafundowali rywalom lekcję futbolu. Sześć kolejnych trafień to dotkliwy cios, ale dla zielonych jeszcze większym problemem była nieskuteczność, która nie pozwalała na odrobienie strat. Strzały Bartka, Niezielana i Usula były bardzo niecelne. Dopiero po trafieniu Kołodzieja przełamał się również i Usul, dzięki czemu tuż po przerwie zieloni nawiązali kontakt z rywalami. Ci jednak nie zwalniali tempa i potrafili zaprzęgnąć do strzelania goli nawet Heńka, który strzałem głową posłał do siatki piłkę uderzoną z woleja przez niekrytego Kobsona. A ponieważ chęci do gry nie brakowało również Stefanowi, czerwoni ponownie wyszli na pięciobramkowe prowadzenie.
Przegrywający zespół nie zamierzał jednak składać broni i starał się odrobić straty, głównie poprzez szybkie kontry. Efektownym zagraniem popisał się przy golu na 11 do 10 Niezielan, który najpierw wyciągnął z bramki Stefana, a następnie z okolic narożnika boiska podał piętą do Hołka mającego przed sobą już tylko pustą bramkę. Chwilę później zieloni wyrównali – Hołek chciał wykonać rzut rożny, dał się jednak przegonić Usulowi, sam zaś ustawił się w polu karnym przeciwników. Rozwiązanie to okazało się być bardzo owocne – Usul dośrodkował dokładnie na nogę Hołka, a piłka przeleciała Stefanowi między nogami. I choć czerwoni po chwili też strzelili gola, przegrywająca drużyna wydawała się mieć więcej motywacji do osiągnięcia sukcesu. Pod koniec meczu ręką w polu karnym zagrał jednak przypadkowo Bartek, a Kobson pewnie zamienił jedenastkę na gola. Po tym ciosie zieloni już się nie podnieśli, z czego wygrywający zespół skorzystał do powiększenia swojej przewagi tuż przed końcowym gwizdkiem.