mecz nr 56 (374), 31 sierpnia 2014
godzina 8:00, 45+45 min.
słonecznie, temp. 20°C
Szkoła Podstawowa nr 264, ul. Siemieńskiego 19
dywan, 50 m x 30 m
sucha nawierzchnia
Z powodu wyjazu organizatora rozgrywek z Warszawy mecz został poprowadzony przez Kobsona. Oto jego relacja ze spotkania:
Niedzielny poranek od początku wydawał się znakomity do rozegrania kolejnego meczu Latoligi, który tym razem miał być poprowadzony przez debiutującego w tej roli Kobsona. Organizator pomocniczy był mile zaskoczony, gdy wszyscy zawodnicy do godziny 7.10 potwierdzili smsowo, że udało im się podnieść z łóżek, tym bardziej że on sam nigdy tak szybko tego nie robi. Jedynie sms od Nacho zawierał niepokojącą i niezrozumiałą kombinację liter, organizator stwierdził jednak że jest to prawdopodobnie jakieś nowe, nieznane mu wcześniej słowo w języku hiszpańskim, składające się wyłącznie ze spółgłosek.
Również pogoda wydawała się być idealna do gry w piłkę – ranek był ciepły, ale nie upalny. Zawodnicy zgromadzili się na boisku przy ul. Siemieńskiego i po kilku minutach oczekiwania okazało się, że także Nacho dotarł na plac gry.
Niedoświadczony organizator pomocniczy skorzystał z pomocy kolegów – czas miał mierzyć nierozstający się z zegarkiem Legee, a ciężar wyboru składów przy nieparzystej liczbie graczy wziął na siebie Niezielan. Zestawienie drużyn wydawało się na tyle wyrównane, że nikt nie oponował (być może wyjątkowa aprobata była spowodowana faktem, że główny zazwyczaj krytyk składów sam je wybierał). Dopiero kilka minut później zieloni zaczęli głośno protestować, gdy okazało się, że ich argentyński zawodnik przyszedł w stanie uniemożliwiającym dobre rozegranie meczu (na co wskazywał już poranny sms), choć był w bardzo dobrym nastroju.
Składy okazały się bardzo wyrównane, ze wskazaniem na czerwonych. Drużyna ta, grająca przecież w liczebnych osłabieniu, skutecznie wykorzystywała kiepską formę Nacho oraz niesnaski duetu Niezielan Legee. Najsłabszym ogniwem zielonych byli bramkarze, którzy, poza Niezielanem, przepuszczali większość strzałów Stefana i jego kolegów, w tym bardzo skutecznego tego dnia Szadiego. To pozwoliło czerwonym utrzymywać przez większą część spotkania około dwubramkową przewagę.
Dopiero pod koniec spotkania zieloni zdołali doścignąć czerwonych dzięki bramkom trio Niezielan-Legee-Kadłub, którzy nie pozwolili pozostałym trzem kolegom z drużyny na zdobycie nawet jednego gola. Poza nimi do bramki czerwonych piłkę skierował jedynie samobójczym strzałem Arkadio. Gdy w ostatniej minucie zieloni pierwszy raz objęli prowadzenie, wydawało się, że doliczony czas gry potrwa bardzo długo. Jednak wyrównujący gol strzelony przez Szadiego ułamek sekundy po sygnale dźwiękowym na zegarku Legiego spowodował automatyczne zakończenie meczu.
Rzuty karne były dużo mniej emocjonujące niż poprzedzający je mecz, głównie z uwagi na nienajlepszą dyspozycję bramkarzy. Dopiero w czwartej kolejce Kadłub rozpoczął serię trzech nieudanych jedenastek z rzędu, które zadecydowały o ostatecznym zwycięstwie czerwonych.