Po kilku pochmurnych tygodniach nad Warszawą w końcu zaświeciło słońce. Zanim jednak zawodnicy Lawy mogli skąpać się w jego promieniach, w drodze na mecz musieli przebić się przez gęstą mgłę, która momentami ograniczała widoczność do 50 metrów. Organizator zastanawiał się nawet, czy podczas meczu zawodnicy bramkarze będą widzieli drugą bramkę. Na boisku warunki były jednak całkiem przyzwoite i jedyny dyskomfort powodowała utrzymująca się w powietrzu wilgoć, która ustąpiła jednak po dwóch kwadransach gry.

Udział w spotkaniu zapowiedziało dwunastu graczy, ale Niezielanowi zepsuł się telefon, przez co zawodnik nie obudził się na czas i nie przybył na mecz. W tej sytuacji Hołek zaproponował dość nietypowe składy, przy czym zawodnicy obu drużyn wyrażali przed pierwszym gwizdkiem przekonanie, że są słabsi od rywali. Po rozpoczęciu meczu okazało się, że rację mieli… zawodnicy obu drużyn — w tym sensie, że obie drużyny grały na tyle słabo, iż bardzo długo nie padały żadne gole. Pierwszą bramkę zdobył Usul, który dobił strzał Kuby — dopiero po tej akcji worek z golami rozwiązał się, choć jedynie częściowo. Żadna z drużyn nie była bowiem w stanie wyjść na dwubramkowe prowadzenie. Czerwoni mieli bardzo kiepsko ustawione celowniki — sam Stefan spudłował siedem razy zanim trafił w światło bramki, kilka dobrych sytuacji zmarnował też Hołek, który w końcu przełamał jednak strzelecką niemoc swojego zespołu i pięknie uderzył przy słupku z woleja po przyjęciu piłki kolanem, mimo asysty Kucharza.

Wyrównany bój trwał w najlepsze do momentu, gdy w drugiej połowie zawodnicy w zielonych koszulkach zaczęli się ze sobą kłócić. Kuba i Usul mieli pretensje do Harego, że ten gra zbyt mało ambitnie i nie wraca na czas do obrony oraz nie atakuje prowadzących piłkę rywali będących w jego bezpośrednim zasięgu. Niesnaski osłabiły zielonych na tyle, że czerwoni wyszli na kilkubramkowe prowadzenie. W tym momencie mecz trzeba było na chwilę przerwać, bo Stefan zastawił swoim ogromnym autem bramę w ogrodzeniu szkoły i musiał przestawić swój pojazd na prośbę osób, którym uniemożliwił w ten sposób wjazd na parking. Uczestnicy meczu zrobili nawet głosowanie za ukaraniem Stefana dodatkowymi punktami, jak za spóźnienie, choć ostatecznie wniosek nie przeszedł.

Nie przeszła też jednak ochota do gry Bartkowi i Kubie. Obaj gracze biegali jak szaleni, czego efektem były trzy trafienia z rzędu w końcówce, dzięki czemu pojawiła się realna szansa na wyrównanie wyniku. Niezadowolony z postawy swoich obrońców Stefan zdecydował się wtedy na rajd przez całe boisko i choć jako bramkarz ryzykował bardzo wiele, okiwał wszystkich rywali i skierował piłkę do bramki. Po tym ciosie zieloni już się nie podnieśli, co skrzętnie wykorzystał Spider, który w doliczonym czasie gry ustalił rezultat spotkania.

Zobacz statystyki po tym meczu