mecz nr 77 (395), 7 grudnia 2014
godzina 10:00, 24+24 min.
pochmurno, temp. 3°C
Szkoła Podstawowa nr 264, ul. Siemieńskiego 19
sportflex, 40 m x 25 m
mokra nawierzchnia
Mecze, w których występuje dokładnie siedmiu zawodników, są w Lawie wielką rzadkością. W tegorocznym sezonie odbyło się zaledwie jedno takie spotkanie, i to tylko dlatego, że na poranny mecz zaspał jeden z graczy. Siedemdziesiąty siódmy mecz sezonu był drugim tegorocznym spotkaniem z siedmioma uczestnikami. Pierwotnie udział w drugim meczu zgłosiło sześciu graczy, ale gdy Hołek załatwiał otworzenie furtki w ogrodzeniu boiska, do oczekujących na mecz dołączył Bakster, który postanowił jeszcze wyśrubować i tak rekordowe w jego karierze średnie bramek i asyst. Nie przeszkodziło to jednak w wybraniu teoretycznie całkiem równych składów. Na nieszczęście zielonych, teoria zderzyła się niestety póżniej z bolesną praktyką.
Mecz miał bardzo dziwny przebieg. Po pierwsze, na początku prawie w ogóle nie padały bramki. Na drugiego gola w meczu przewidzianym na maksymalnie godzinę trzeba było czekać aż kwadrans. Dwa trafienia Kuby dały zielonym prowadzenie, którego czerwoni nie umieli rywalom odebrać, choć przecież grali w przewadze. Zdecydowanie za rzadko oddawali strzały, jednak przynajmniej całkiem dobrze się bronili i stąd tak niska liczba goli. Sytuacja zmieniła się diametralnie, gdy podczas biegowego pojedynku z Baksterem kontuzję uda odnowił sobie Wojtek. Zawodnik mógł kontynuować grę, ale nie mógł już biegać, a przecież szybkość i wytrzymałość to jego główne atuty. Wojtek zajął na stałe miejsce między słupkami i nie mógł się dynamicznie podłączać do akcji Kobsona i Kuby, którzy musieli biegać dwa razy więcej od przeciwników.
W tej sytuacji odrobienie strat i wyjście na prowadzenie przez czerwonych było tylko kwestią czasu. Seria ośmiu goli z rzędu ustawiła czerwonym mecz, dzięki czemu mogli oni w końcówce zagrać na luzie. Skupili się więc na wspieraniu Bakstera w próbie zdobycia trzech goli w jednym spotkaniu, co dla tego zawodnika byłoby historycznym wyczynem. Mimo licznych prób Bakster nie wykorzystał tej jedynej w swoim rodzaju szansy na pobicie własnego rekordu. Spora w tym zasługa Wojtka, który jako bramkarz, mimo bólu, bardzo często zwycięsko wychodził z pojedynków sam na sam z rywalami. Sam Hołek przegrał z Wojtkiem tyle konfrontacji, że aby w końcu zdobyć gola, postanowił przebiec z piłką całe boisko, zatrzymać futbolówkę na linii pola karnego i wziąć ponowny rozbieg — dopiero w ten sposób pokonał rywala.