mecz nr 36, 28 sierpnia 2011
godzina 8:00, 42+42 min.
pochmurno, temp. 16°C
III Ogród Jordanowski, ul. Wawelska 3
boisko A, sztuczna trawa, 60 m x 40 m
sucha nawierzchnia
Dzień przed ostatnim lawowym meczem sierpnia w Warszawie upał był tak nieznośny, że organizatorowi niełatwo było namówić wystarczającą liczbę zawodników do gry. W nocy nastąpiła jednak całkowita zmiana pogody i poranek przywitał zwerbowanych przez Hołka graczy przyjemnym, kilkunastostopniowym chłodem. Po tym, jak w sobotę wieczorem swój udział zaczął wycofywać Niezielan zainteresowany bardziej Air Show w Radomiu, mecz był zagrożony i organizator rzutem na taśmę powołał dodatkowych graczy - była do tego potrzebna jednak druga seria esemesów. Na boisku Niezielan się nie pojawił, nie było też możliwości skontaktowania się z nim. W tej sytuacji pauzujący dotąd z powodu kontuzji kostki Hołek postanowił ekesperymentalnie wystąpić w spotkaniu. Stan zdrowia pozwalał mu jednak co najwyżej na zajęcie na cały mecz miejsca między słupkami bramki jednej z drużyn.
W meczu zadebiutował powołany przez Misakiego Kuba. Gracz mógł wystąpić już 15 sierpnia, ale wtedy mecz został odwołany z powodu zbyt małej liczby chętnych do gry. Forma zawodnika była niewiadomą, ale sam gracz porównywał się co najmniej z Misakim, który w Lawie niesamowicie rozwinął się piłkarsko. Do rozgrywek po prawie rocznej przerwie powrócił Rejczel. Forma weterana Latoligi również stanowiła zagadkę, więc organizator przy tworzeniu składów obsadził tych dwóch graczy w przeciwnych drużynach. Z marnym skutkiem.
Okazało się bowiem, że minie trochę czasu, zanim Kuba przyzwyczai się do systemu gry preferowanego w Lawie. Rejczel zaś przyćmił wszystkich eksplozją formy strzeleckiej - jako rasowy lis pola karnego wykorzystał w tym meczu większość okazji jakie wypracowali mu koledzy, ośmieszając przy tym często defensorów i bramkarza drużyny w czerwonych koszulkach.
Już w pierwszej połowie przewaga zielonych była przytłaczająca. Hołek spisywał się na bramce tylko dostatecznie, ale na jego konto idzie tylko bramka po lobie Legiego - pozostałe trafienia rywali były konsekwencją fatalnej gry czerwonych w defensywie. Czerwoni angażowali zdecydowanie zbyt duże środki w atak, ale nie mieli innego wyjścia - obrona zielonych grała fantastycznie, okupując czasem pole karne w sześciu i tylko czyhając na okazję do groźnych kontr.
W drugiej połowie brak pomysłu na grę w defensywie czerwonych jeszcze bardziej rzucał się w oczy. Czasem brakowało wystarczającego zaangażowania, dużo częściej jednak pomysłu na skuteczne krycie nacierających błyskawicznym tempem rywali. Bramkarz czerwonych też nie był mocnym punktem, i choć przytrafiło mu się kilka spektakularnych interwencji, zdecydowanie dużo częściej wpuszczał do bramki piłki, które były jak najbardziej do wyłapania, jak choćby nieudany, wydawałoby się, strzał Usula z rzutu karnego. Czerwoni mieli co prawda niezłą skuteczność w ataku (prowadzonym praktycznie nieustannie przez Andrewa i Grzesia), ale zdecydowanie za rzadko stwarzali sobie okazje do oddania strzału na bramkę zielonych.
Mecz niewiele zmienił w układzie tabeli - zawodnicy z czołowej dziesiątki mocno okopali się na swoich pozycjach, zacięta walka trwa obecnie o ostatnie premiowane medalem miejsce.