mecz nr 39, 18 września 2011
godzina 8:00, 45+45 min.
słonecznie, temp. 18°C
III Ogród Jordanowski, ul. Wawelska 3
boisko A, sztuczna trawa, 60 m x 40 m
sucha nawierzchnia
Rotacja zawodników w Lawie osiąga nienotowane dotąd rozmiary - w trzecim meczu września udział zgłosiło zaledwie czterech graczy spośród 12 zawodników, którzy wystąpili na Wawelskiej tydzień wcześniej. W tej sytuacji mimo zmęczenia organizator spotkania przyjechał na mecz prosto z wesela pod Warszawą, by również wystąpić na murawie, aby na boisku III Ogrodu Jordanowskiego zagrało chociaż 10 osób, co jest generalnie minimalnym pułapem, przy jakim gra na tak dużym obiekcie ma sens.
Jeszcze przed pierwszym gwizdkiem Hołek sugerował, że spotkanie będzie okazją do wykazania się dla graczy, którzy dotąd pozostawali w cieniu swoich wybitnie uzdolnionych kolegów. Dobry termin na tegoroczny debiut wybrał świeżo ożeniony Walkman, który ostatnio grał w Lawie w październiku 2010 r. Już w pierwszej minucie zawodnik natchniony radością z ożenku strzelił gola przy swoim pierwszym kontakcie z piłką. Krycie zawalił w tej akcji Hołek, którego przy próbie wślizgu złapały skurcze w przednich częściach obu ud. Niewytłumaczalna kontuzja zmusiła organizatora do zajęcia na stałe miejsca między słupkami, co okazało się później jedną z głównych przyczyn wypaczenia przebiegu rywalizacji. Składy zostały bowiem stworzone w taki sposób, aby to Hołek był najsłabszym zawodnikiem pola czerwonych. Tymczasem po wymuszonej kontuzją zmianie czerwoni przez całą pierwszą połowę grali w najmocniejszym składzie - zieloni mieli taki komfort tylko przez 9 minut. I choć to zieloni rozpoczęli od dwubramkowego prowadzenia, a czerwonych dodatkowo osłabiła niemoc Szadiego, który na kilka minut musiał opuścić boisko z powodu ryzyka zasłabnięcia, to z takimi zawodnikami w polu, na dodatek tak świetnie tego dnia usposobionymi, czerwoni tego meczu przegrać nie mogli. Zieloni nie utrudniali im zresztą zbytnio zadania, gdyż zawodził zmęczony nieprzespaną nocą Legee, który przecież tydzień wcześniej zdobył aż 10 punktów za gole i asysty. Z podawaniem piłki za często zwlekał Kuba, a Serwus grał zbyt zachowawczo.
W obliczu kryzysu graczy, którzy mieli być ikrą zielonych, odpowiedzialność za zmiejszenie rozmiarów porażki zaskakująco wziął na siebie Ryku. W drugiej połowie udowodnił kolegom, że praktykowane przez niego z lubością wślizgi mogą mieć również walory ofensywne. Gracz zdobył wślizgami z ostrych kątów aż dwa gole, trzeciego dołożył bezpośrednio z rzutu wolnego - zaliczył też jednak i samobója. Zieloni wyglądali dużo lepiej w drugiej połowie, kiedy to Hołek znowu występował w polu, co zdecydowanie osłabiło defensywę czerwonych. Przegrali tę część meczu tylko 8:12. Nie mieli jednak szans na korzystny wynik - pierwsza połowa podłamała ich morale, w drugiej samego siebie przechodził Kołodziej, który po raz pierwszy w tym sezonie oprócz genialnych asyst zdobywał również bardzo ważne gole.