mecz nr 40, 9 września 2012
godzina 8:00, 48+48 min.
słonecznie, temp. 20°C
III Ogród Jordanowski, ul. Wawelska 3
boisko A, sztuczna trawa, 60 m x 40 m
sucha nawierzchnia
Mecz został poprowadzony przez Uolesa, oto jego relacja:
W słoneczny wrześniowy poranek odbył się kolejny mecz Lawy, na którym zabrakło Prezesa. Organizację meczu Hołek powierzył Uolesowi, dla którego to nie pierwszyzna i który jak zwykle nie zawiódł, prowadząc spotkanie bezbłędnie. Składy wybrane tajemną i opatentowaną metodą sprawiały na papierze wrażenie równych i po krótkiej kłótni oraz małym handlowaniu zawodnikami (jak świeżakami w więzieniu) mecz mógł się rozpocząć.
Pierwszego gola zdobyli zieloni, lecz na tym praktycznie skończyły się ich popisy w pierwszej połowie. Przyzwyczaiwszy się do ostrego słońca czerwoni zaczęli grać jak z nut i szybko odrobili straty. Trudno było doszukać się wśród nich zawodnika, po którym nie widać było zaangażowania. Grali szybko, dokładnie i z pomysłem, nie zapominając przy tym o defensywie. Z drugiej strony zieloni, u których nie brakowało indywidualności, mieli trudności ze składną wymianą kilku podań, co szybko przełożyło się na frustrację i pokrzykiwanie niektórych zawodników. Na przerwę czerwoni schodzili w wyśmienitych humorach, wesoło gaworząc, natomiast ich przeciwnicy cały odpoczynek przeznaczyli na opracowanie strategii na drugą część meczu.
Ten wysiłek zaowocował dobrym początkiem drugiej połowy, widać było efekty implementacji strategii zielonego think tanku w poukładanej grze przegrywającej drużyny. Jednak czerwoni także z niejednej bramki piłkę wyjmowali i nie dali się dogonić. Mając w składzie rasowych biegaczy, takich jak Stefan, Usul i Serwus, raz po raz serwowali zielonym zabójcze kontry. W odrobieniu strat nie pomogły nawet takie prezenty jak najgorsza w tym sezonie intwerwencja Szadiego, który specjalnie przepuścił pod nogą strzał Andrew z zerowego konta, ponieważ był przekonany, że piłka idzie w boczną siatkę. Jednak główną przyczyną niemocy bramkowej zielonych była niedokładność i niesamowita nieskuteczność (jak przy sytuacji 4 na 1, kiedy to chyba oszołomieni przewagą wystrzelili piłkę na sąsiednie boisko). Mecz zakończył się 5 sekund po zdobyciu przez Uolesa swojego jedynego gola, jednak zważywszy jaka to kryształowa postać, u nikogo nie wzbudziło to podejrzeń.