mecz nr 37, 4 sierpnia 2013
godzina 10:30, 18+24 min.
słonecznie, temp. 28°C
III Ogród Jordanowski, ul. Wawelska 3
boisko B, sportflex, 40 m x 25 m
sucha nawierzchnia
Po pierwszym rozegranym tego dnia meczu z dwunastoma uczestnikami trudno było się spodziewać, że uda się zorganizować od razu kolejne tego ranka spotkanie. Chętnych do udziału w drugich meczach nie było od ponad miesiąca, a przecież frekwencja w poprzednich spotkaniach była znacznie wyższa i teoretycznie łatwiej było zebrać co najmniej sześciu-ośmiu chętnych do gry. Tym razem okazało się jednak, że chętnych do udziału w krótkim meczu Lawy jest sześciu i godzą się oni na grę w tak okrojonych składach, choć z powodu upału szykowała się ciężka przeprawa.
Sporym wyzwaniem było wybranie równych składów. Początkowo Nowak chciał grać z Legim, ale Hołek oprotestował wspólny występ w jednej drużynie dwóch najlepszych graczy z poprzedniego meczu. Z kolei na propozycję Nowaka, by ten zagrał z Kobsonem i Zięciem, nie chciał początkowo przystać Legee, który uważał, że Hołek i Kucharz nie będą w stanie zapewnić mu wsparcia na boisku. Ostatecznie stanęło na tym, że o składach drużyn z pewnym stopniu miał zdecydować los – rzut monetą wskazał na składy zaproponowane przez Nowaka.
Obawy Legiego okazały się mocno przesadzone. Co prawda Hołek i Kucharz początkowo nie potrafili się odnaleźć w meczu, w którym trzeba było wziąć na siebie dużo więcej odpowiedzialności niż na większym boisku, ale i rywale nie błyszczeli. Początek był więc dość wyrównany, ale czerwoni (ku zaskoczeniu ich samych) zaczęli zdobywać przewagę. Nie było jej łatwo utrzymać, bo Hołek i Kucharz musieli mocno napracować się na bramce (Legee nie bronił przez kontuzję ręki), co wychodziło im całkiem nieźle. Spektakularny kiks zaliczył jednak Hołek, który w pewnym momencie postanowił podać zza połowy swojemu bramkarzowi. Ten jednak był akurat na lewym skrzydle i brał udział w akcji ofensywnej… Piłka przetoczyła się przez całe boisko i wpadła do bramki tuż przy słupku. Gol ten był niewątpliwie najgłupszym z dwunastu samobójów w lawowej karierze organizatora rozgrywek. Na dodatek trafienie to pozwoliło rywalom złapać kontakt.
Dla końcowego wyniku nie miało to jednak znaczenia. Legee dyrygował kolegami i szalał w ofensywie (pobił rekord Stefana w liczbie bramek w meczu), Hołek precyzyjnie podawał, a Kucharz popisywał się przed swoim synem i zaliczył swój najlepszy występ w karierze. Kobsonowi i Nowakowi zabrakło sił oraz wsparcia Zięcia, który zanotował dużo strat i niecelnych strzałów.