mecz nr 29 (347), 27 kwietnia 2014
godzina 8:00, 42+42 min.
pochmurno, temp. 13°C
Orlik w Parku Polińskiego, ul. Szaserów 123
sztuczna trawa, 60 m x 32 m
mokra nawierzchnia
Po tradycyjnej, dwutygodniowej przerwie wielkanocnej zawodnicy Lawy wrócili na boisko przy Szaserów, aby kontyunować zmagania w ramach sezonu 2014. Niespodzianką był występ Rejczela, który w Lawie nie grał od prawie trzech lat. Udział w meczu zapowiedziało łącznie czternastu graczy, lecz gdy o 7.30 na miejsce zbiórki do podwiezienia przez organizatora nie stawił się Niezielan, wydawało się, że w meczu weźmie udział nieparzysta liczba graczy. Hołkowi bardzo jednak zależało na tym, by w obu drużynach wystąpiło po tylu samo zawodników i popędził na południowy Ursynów po Niezielana. Manewr ten uratował parzystość liczby uczestników spotkania.
Zanim się ono jednak rozpoczęło, piłkę na dach budynku zaplecza socjalnego boiska wyekspediował Niezielan. Na szczęście obsługa obiektu udostępniła drabinę, jednak winowajca sytuacji obawiał się wspinaczki i ostatecznie piłkę odzyskał zwinny jak sarenka Hołek. Organizatora tak bardzo zmęczyła jednak tak wyprawa na dach, że postanowił powierzyć wybieranie składów swoim kolegom. W konkurencji tej nikt nie chciał zmierzyć się z liderem rankinu, Usulem, ostatecznie wyzwania podjął się Kadłub. Drużyny wybrane przez obu graczy wyglądały na w miarę równe i mecz mógł się rozpocząć. Na początku brakowało bramek, potem jednak zieloni odkryli, w jaki sposób przechytrzyć rywali. Ustawili na szpicy Legiego, do którego kierowali większość podań - na długie loby przez całe boisko decydowali się nawet bramkarze. Niepilnowany przez nikogo Legee z łatwością pakował piłkę do siatki, co zaowocowało czterobramkowym prowadzeniem zielonych. Czerwoni przez dłuższy czas nie potrafili groźnie odpowiedzieć – wspierany z trybun przez swojego ojca Usul był niewidoczny, na podania rzadko decydował się Kuba, Bartek za dużo czarował, a Rejczel uczył się na nowo gry w piłkę nożną.
Czerwoni dopiero w drugiej połowie opracowali metodę powstrzymywania „sępich” ataków, sami zaś poprawili swoją grę w ataku na tyle, że zdołali dogonić rywali. Zmniejszenie szans na zwycięstwo zmotywowało zielonych do większego wysiłku – szczególnie dobrze w końcówce meczu radził sobie Niezielan, który słał kolegom dobre piłki, a sam bombardował czerwonych petardami, przed którymi bramkarze zasłaniali ciało zamiast bramki. Swoje trzy grosze dołożył też Nacho, który wykazał się świetną grą w ataku, w obronie i na bramce.