mecz nr 38 (356), 25 maja 2014
godzina 8:00, 35+40 min.
słonecznie, temp. 28°C
Orlik w Parku Polińskiego, ul. Szaserów 123
sztuczna trawa, 60 m x 32 m
sucha nawierzchnia
O ile kiepską frekwencję w poprzednim meczu Lawy można było wytłumaczyć intensywnymi opadami poprzedzającymi spotkanie, o tyle zaledwie dziesięciu chętnych do gry na Orliku przy Szaserów w ostatnią niedzielę maja było dla organizatora rozgrywek sporym zaskoczeniem. Pogoda zmieniła się bowiem diametralnie – z niebie nie lała się już woda, lecz słoneczny żar. Ci, którzy zjawili się na boisku, zdawali sobie sprawę z ciężkiej przeprawy, jaka czekała ich przy tej ilości graczy i tej temperaturze.
Składy opracowane przez Hołka jeszcze przed wyjściem z domu na mecz nie zostały zastosowane. Wszystko przez pomyłkę organizatora, który już na boisku w drużynie czerwonych umieścił Stefana, Usula, Kadłuba i Arkadia. Ten ostatni miał w pierwotnej wizji Hołka grać w zielonej koszulce, czerwoni jednak bardzo nie chcieli go oddać, a zieloni zaproponowali, by ich skład wzmocnił Kadłub. Dzięki temu wszyscy gracze zespołu w zielono-czarnych koszulkach mogli się poszczycić dłuższym stażem w rozgrywkach od kolegów w czerwonych strojach. „Starzy” na „młodych” w tym upale? To był dość karkołomny pomysł.
I przez długi czas wydawało się, że był to również pomysł głupi. Czerwoni świetnie bowiem zaczęli. Ich grę prowadził Arkadio, który w kilkanaście minut zaaplikował rywalom cztery gole. Jego przebojowość dodała odwagi również innym zawodnikom – do przodu poszedł np. Hary, co zaowocowało rekordem asyst zaliczonych przez tego zawodnika. Zieloni próbowali odwrócić złą kartę, ale piłka po ich strzałach dwukrotnie trafiła w słupek, a raz w poprzeczkę. Pechowa passa została przerwana dopiero pod koniec pierwszej połowy meczu. Zielonym udało się nawet strzelić bramkę kontaktową, ale gola do szatni strzelili czerwoni, którzy kontynuowali swoje strzeleckie popisy również po przerwie. Strata zielonych urosła do czterech oczek, czas mijał. Przegrywający zespół tak bardzo pragnął jednak zwycięstwa, że odważniej natarł na przeciwników. Rezultaty tego natarcia zaskoczyły chyba samych atakujących – sześć bramek z rzędu, prawie każda strzelona przez innego zawodnika, przy prawie każdej asystował ktoś inny. Zbiorowy wysiłek zielonych pozwolił im objąć prowadzenie, po raz pierwszy w tym meczu. Czerwoni mocno się poirytowali takim obrotem spraw, a ich frustracja pogłębiła się, gdy Kadłub obronił jedenastkę egzekwowaną przez Usula za zagranie ręką w polu karnym. Zdołali jednak wyrównać, lecz długo się tym remisem nie cieszyli. Na bramce zielonych stanął bowiem Hołek, a to oznaczało, że zieloni grali w polu najmocniejszym składem. Wykorzystali to na zaaplikowanie rywalom kolejnych bramek. W końcowce czerwoni starali się odwrócić losy meczu, wykorzystali nawet jedenastkę za kolejną rękę zielonych. Jednak cuda na bramce wygrywającego zespołu wyczyniał Krzychu, a gdy nie był już w stanie zatrzymać rywali, w sukurs przychodzili mu obrońcy. I choć według statystyk bohaterami zielonych byli Legee i Niezielan, zwycięstwo to było zasługą całego zespołu.