mecz nr 66, 22 grudnia 2013
godzina 8:00, 42+42 min.
słonecznie, temp. 2°C
III Ogród Jordanowski, ul. Wawelska 3
boisko A, sztuczna trawa, 60 m x 40 m
mokra nawierzchnia
Decyzja o rozegraniu jeszcze jednej kolejki spotkań Lawy w przedświąteczny weekend okazała się strzałem w dziesiątkę. Pogoda zachęcała do gry, bo ostatni niedzielny poranek sezonu 2013 przywitał zawodników pięknym słońcem. Na Wawelskiej pojawiło się aż 14 zawodników, a warunki do gry były tak dobre, że w drugiej połowie Krzychu zamienił grube dresy z długimi nogawkami na krótkie spodenki! Tak ciepłego grudnia nie pamietają nawet najstarsi zawodnicy Latoligi Warszawskiej. Na przedostatni mecz sezonu miało przybyć aż dziewięciu z dziesięciu najlepszych zawodników tego sezonu – udziału nie zgłosił jedynie Kuba, który wyjechał już na święta, a na spotkaniu mimo zapowiedzi nie pojawił się Niezielan, który w końcowej części sezonu wielokrotnie odwoływał udział w meczach i pobił rekord naliczonych mu punktów karnych. Ciekawostką był również występ brata Hołka, Pitera, który ostatnio wystąpił w Lawie w styczniu, w meczach inaugurujących sezon 2013.
Hołek oparł składy na drużynach z poprzedniego weekendu, kiedy to udało się rozegrać dwa bardzo zacięte mecze. Jednak początek spotkania nie zapowiadał powtórki z historii, bo choć to zieloni zadali pierwszy cios, czerwoni odpowiedzieli kilkoma golami będącego w świetnej formie strzeleckiej Stefana. Trzeba jednak przyznać, że kilka bramek drużyna w zielonych koszulkach po prostu podarowała swoim rywalom – bramkarze i obrońcy kilka razy w idiotyczny sposób stracili piłkę na rzecz czerwonych, a ci nie mogli nie wykorzystać takich prezentów. Na najwyższe obroty długo nie mogli się wkręcić Legee i Serwus, choć duet ten dał próbkę swoich możliwości pod koniec pierwszej połowy, kiedy to mimo asysty dwóch wyższych od siebie rywali (Agenta i Heńka) Serwus zdołał skierować głową do bramki piłkę precyzyjnie dośrodkowaną przez Legiego z rzutu rożnego.
Po przerwie obraz gry uległ jednak zmianie. Zieloni rozkręcili się w ataku i zaczęli odrabianie pięciobramkowej straty do rywali. Kiedy jednak dystans do przeciwników zmniejszył się do zaledwie dwóch trafień, niesamowity popis celności dał Kadłub. Zawodnik borykający się w poprzednich meczach z nienajlepszą skutecznością pod bramką przeciwników tym razem fantastycznie wykończył kilka akcji swojego zespołu. Czerwoni strzelili sześć bramek z rzędu i odebrali zielonym nadzieję na zwycięstwo. Przegrywający zespół mógł grać już tylko o honor, a w realizacji tego zadania postanowił pomóc mu Agent, który w spektakularnym stylu uderzył piłkę z woleja do własnej bramki. Ostatecznie mecz zakończył się pogromem zielonych, ale mimo największej liczby bramek strzelonych w jednym spotkaniu od czterech miesięcy, większość uczestników spotkania czuła niedosyt piłki nożnej i zdecydowała się rozegrać kolejny mecz…