mecz nr 4 (322), 19 stycznia 2014
godzina 8:30, 45+45 min.
pochmurno, temp. -4°C
Szkoła Podstawowa nr 264, ul. Siemieńskiego 19
dywan, 50 m x 30 m
nawierzchnia pokryta śniegiem
Po kilku deszczowych tygodniach zima postanowiła przestać udawać jesień i w Warszawie sypnęło śniegiem. Mimo to udział w czwartym meczu sezonu zadeklarowało jedenastu zawodników, których organizator zaprosił w ramach eksperymentu na Orlika w Parku Polińskiego. Jeszcze w piątek wszystko wskazywało na to, że latoligowcy po raz pierwszy w tym sezonie zagrają na sztucznej trawie, jednak przez weekend warunki pogroszyły się na tyle, że w niedzielny poranek marznąca grupka piłkarzy odeszła spod boiska z kwitkiem – nie zostało ono udostępnione do gry. Po krótkiej dyskusji zawodnicy postanowili pokonać błyskawicznie całą Trasę Łazienkowską i udali się na Ochotę, by wypróbować jedno z boisk przy ul. Siemieńskiego, polecanych przez Usula.
Zapasowa miejscówka była również pokryta śniegiem, a w niektórych miejsach nawet lodem, lecz miała nad pozostałymi obiektami zasadniczą przewagę – otwartą furtkę. Z powodu chaosu logistycznego prezes Lawy nie miał czasu na dokładne przemyślenie składów i po drobnej korekcie (Hołek i Heniek zamienili się drużynami) drużyny przystąpiły do gry. Początek spotkania był wyrównany, lecz potem gra coraz lepiej układała się zielonym, którzy nie tylko występowali w przewadze liczebnej, ale i posiadali w swoim składzie kilku klasowych graczy. Bohaterem pierwszej połowy był Niezielan, który szybkim hat-trickiem wyprowadził swój zespół na wysokie prowadzenie.
W drugiej połowie błysnął zawodnik, który do tej pory na śniegu nie radził sobie najlepiej. Tym razem Bartkowi śnieg nie przeszkadzał, a gracz zaskakiwał rywali magicznymi zagraniami – dwa gole zdobył tzw. krzyżakiem, jednego piętą, a do tego świetnie asystował swoim kolegom. Zaimponował również sprawnością fizyczną i odwagą, gdy pokonał kilkumetrowe ogrodzenie bocznego boiska, by odzyskać należącą do Niezielana piłkę uderzoną w kosmos przez Stefana.
Czerwoni grali mało składnie – zbyt duży ciężar brał na siebie Stefan, który na śliskiej nawierzchni nie miał już takiej przewagi w dryblingu jak zwykle. Jego koledzy z drużyny z rezygnacją wracali z pola karnego przeciwników, bo nie mogli doczekać się podania. Jednak to Stefan dał czerwonym nadzieję na odrobienie strat, a potem seria krótkich podań pozwoliła czerwonym zmniejszyć stratę do zaledwie jednej bramki! Warto odnotować, że dwie bramki głową strzelił Kuba, który żadnego ze swoich 182 wcześniejszych goli w Lawie nie zdobył tą częścią ciała. W końcówce czerwoni całkiem się jednak pogubili w defensywie i zostali rozjechani przez zielonych.