mecz nr 5 (323), 26 stycznia 2014
godzina 8:00, 48+48 min.
pochmurno, temp. -10°C
Szkoła Podstawowa nr 264, ul. Siemieńskiego 19
dywan, 50 m x 30 m
nawierzchnia pokryta śniegiem
Piąty mecz sezonu miał odbyć się na małym boisku przy ulicy Polnej – Hołek nie spodziewał się bowiem, że w najzimniejszy weekend tej zimy udział w spotkaniu zadeklaruje więcej niż osiem osób. Tymczasem w sobotni wieczór okazało się, że chętnych do gry jest aż czternastu! W tej sytuacji organizator postanowił przenieść spotkanie na wypróbowane przez latoligowców tydzień wcześniej boisko przy ul. Siemieńskiego. Ponieważ nowa miejscówka nie jest skomunikowana tak dobrze jak boisko przy stacji metra Politechnika, dwie osoby skorzystały z prawa do rezygnacji z występu bez ponoszenia żadnych konsekwencji. Mimo tego udało się w Lawie pobić kolejny rekord – jeszcze nigdy w tak niskiej temperaturze nie grało aż 12 osób!
Padający przez całą noc śnieg kompletnie zasypał stołeczne ulice, co stanowiło spore utrudnienie dla próbujących dotrzeć na mecz zawodników. Mimo to prawie wszyscy stawili się na boisku punktualnie. Ku zdziwieniu wszystkich spóźnienie zaliczył jedynie… organizator. Hołek co prawda wyszedł z domu 20 minut wcześniej niż zwykle, by odkopać zasypane puchem auto, lecz musiał czekać prawie kwadrans na spóźnionego Kucharza, któremu obiecał podwiezienie na mecz. Po drodze do auta organizatora wsiadł jeszcze czekający na przystanku autobusowym Figo, który mocno zmarzł przez tę beztroskę Kucharza. Zalegająca na ulicach warstwa śniegu przykrywająca śliski lód uniemożliwiła nadrobienie spóźnienia – Hołek zdążył wysadzić swoich kolegów równo o 8:05, sam jednak musiał jednak jeszcze zaparkować auto. Na szczęście organizator opracował składy jeszcze poprzedniego dnia, więc można było szybko rozpocząć mecz.
Ataki czerwonych miał w zamyśle Hołka napędzać Stefan, u zielonych pierwszoplanowe role mieli zaś grać Usul (lider rankingu) i Kuba. Cała trójka spełniła pokładane w niej nadzieje i od początku miała decydujący wpływ na grę swoich zespołów. Początek był bardzo wyrównany, jednak potem zieloni kilka razy wykorzystali indywidualne błędy rywali i objęli prowadzenie. Przewaga była skromna, jednak pod koniec pierwszej połowy urosła do czterech bramek.
W drugiej połowie mecz nieco się wyrównał. W głębokim śniegu dobrze odnajdywali się gracze, którzy zwykle nie grali pierwszych skrzypiec. Zaskakująco skuteczny był Stefan, który jednak mocno denerwował swoich kolegów holowaniem piłki i decydowaniem się na strzały w sytuacjach, gdy można było podać do lepiej ustawionych partnerów. Doszło nawet do tego, iż czerwoni mieli do swojego lidera pretensje nawet wtedy, gdy zdobywał gole! Zieloni konsekwentnie utrzymywali przewagę, choć na chwilę zadrżeli, gdy głowami zderzyli się Kuba i Figo. Tego drugiego ochroniła czapka, ten pierwszy dość długo miał zawroty głowy, ostatecznie wrócił jednak do gry. Drugi tydzień z rzędu za dość wysokie przecież ogrodzenie poleciała piłka – nie pierwszy już raz takiego wyczynu dokonał Nacho. Nikt nie odważył się jednak wdrapywać na ogrodzenie – spotkanie było kontynuowane drugą piłką, a po meczu udało się odzyskać starą futbolówkę dzięki kulturalnej wizycie u przemiłego pracownika szkoły, który bez problemu otworzył furtkę. Kontrowersje wzbudziła za to sytuacja, w której leżący w swoim polu karnym Heniek dotknął piłki ręką. Zieloni domagali się jedenastki, lecz czerwoni nie chcieli o tym słyszeć i popędzili z kontrą. Szarżujący Stefan został jednak zatrzymany w polu karnym przeciwników i niejeden sędzia podyktowałby rzut karny dla czerwonych. Gwizdek sędziego milczał jednak jak zaklęty…
Wydawało się, że zieloni kontrolują przebieg spotkania. W końcówce nie wykorzystali jednak dwóch sytuacji sam na sam, po czym nie zdążyli ustawić szyków obronnych. Zresztą, tego dnia mało kto potrafił zatrzymać Stefana, który mijał rywali jak tyczki. W czwartej minucie doliczonego czasu ubiegłoroczny mistrz dał swojej drużynie wyrównanie. Zieloni mocno zwątpili w swoje siły po tak nieudanej końcówce i długo nie potrafili pokonać Kobsona w serii rzutów karnych. Gole dla nich zdobyli tylko uważani za najsłabszych w tym zespole Hołek i Kucharz. Czerwoni spisali się dużo lepiej, dzięki czemu to oni sięgnęli po zwycięstwo, choć podczas meczu ani razu nie prowadzili!