mecz nr 35 (353), 11 maja 2014
godzina 8:00, 40+35 min.
słonecznie, temp. 16°C
Orlik w Parku Polińskiego, ul. Szaserów 123
sztuczna trawa, 60 m x 32 m
sucha nawierzchnia
Po majówce spędzonej na boisku przy Siemieńskiego zawodnicy Lawy powrócili na Pragę. Tym razem boisko zarezerwowane było jedynie do 9.30, ponieważ zainteresowanie obiektem jest tak duże, że godziny udostępniania uległy skróceniu. 90 minut na rozgrzewkę, dwie połowy i przerwę to nieco za mało nawet przy założeniu, że wszyscy zawodnicy pojawiliby się na boisku na czas, ale Hołek chciał na własnej skórze przekonać się, czy gra w Parku Polińskiego ma wciąż sens.
Spotkanie rozpoczęło się od szturmu zielonych, co szybko zaowocowało golem. Szybko zdobyta bramka mogła ustawić mecz, tymczasem to czerwoni przejęli inicjatywę. Z łatwością przejmowali piłkę i wyprowadzali ataki, które swoją różnorodnością zaskakiwały zielonych. Świetnie układała się współpraca Andrzeja ze Stefanem, który w tej części spotkania był prawie bezbłędny – pomylił się właściwie tylko po strzale Baby, bo wypruł piłkę przed siebie, a tam dopadł do niej głową Kadłub. Zieloni nie mogli znaleźć sposóbu na przeciwników, których bramkarze dawali popisy umiejętności – sam Bakster obronił aż cztery strzały z najbliższej odległości.
Generalnie zieloni grali bardzo nieudolnie, szczególnie w obronie brakowało dobrych decyzji i zaangażowania. Na dodatek kontuzji kolana nabawił się Nowak, który miał być głównym rozgrywającym swojej drużyny, a tymczasem musiał zająć miejsce między słupkami. Po przerwie czerwoni powiększali więc przewagę, a po kuriozalnym samobóju Nowaka (nieudaną kiwką wtoczył sobie piłkę do bramki) prowadzili aż siedmioma golami! Teoretycznie swojak ten powinien już całkiem podłamać zielonych, jednak jego styl niezmiernie wszystkich ubawił. Po tej solidnej porcji śmiechu zielonym zaczęły w końcu wychodzić akcje ofensywne. Trzy gole z rzędu dały nadzieję na odrobienie strat, ale czerwoni dwukrotnie się odgryźli. Jednak gdy zielonym coraz lepiej wychodziły akcje zespołowe lub indywidualne (strzały Baby i Harego), czerwonym zaczęły puszczać nerwy. Roztrwonienie przewagi najbardziej rozeźliło Stefana, który ostro krytykował swoich partnerów z drużyny. Sam jednak w dogodnych sytuacjach zamiast podawać lepiej ustawionym kolegom wolał decydować się na strzały, z którymi całkiem nieźle radził sobie Nowak. Pretensje Stefana całkowicie podkopały morale czerwonych, przez co podwoiła się liczba popełnianych przez nich błędów. Zieloni skrzętnie to wykorzystali i dzięki fantastycznej współpracy Kadłuba z Niezielanem w końcówce nie tylko całkowicie odrobili straty, lecz wyszli na bezpieczne prowadzenie. Hołek zakończył mecz równo o 9.30, gdy do wejścia na boisko szykowała się kolejna ekipa.