mecz nr 12 (330), 23 lutego 2014
godzina 8:00, 42+42 min.
słonecznie, temp. 10°C
Orlik w Parku Polińskiego, ul. Szaserów 123
sztuczna trawa, 60 m x 32 m
mokra nawierzchnia
Ostatni niedzielny poranek lutego był bardzo mglisty – zawodnicy zmierzający w kierunku Parku Polińskiego musieli znacznie ograniczać prędkość podczas przekraczania Wisły, bowiem widoczność była bardzo ograniczona. Boisko przy ul. Szaserów nie schowało się jednak w gęstej wodnej zawiesinie, lecz przywitało latoligowców błyskiem nawierzchni pokrytej delikatnym szronem. Mimo rezerwacji boiska, furtka jak zawsze była zamknięta – być może taki jest już urok tej miejscówki, która mimo nienajlepszego dojazdu ma szansę stać się nowym matecznikiem Lawy (organizator zarezerwował boisko na kolejny miesiąc rozgrywek).
W spotkaniu zadebiutował kolejny zawodnik – organizator stara się zapewnić optymalną liczbę uczestników spotkań i chętnie sięga do listy osób oczekujących na powołanie, na której znajduje się wciąż dziesięć nazwisk! Możliwe jednak, że wraz z ociepleniem do Lawy powrócą bardziej doświadczeni uczestnicy rozgrywek i na kolejne debiuty trzeba będzie poczekać nawet kilka miesięcy. Forma nowego gracza była zagadką, ponieważ powołujący go do Lawy Stefan nigdy ze swoim kolegą nie grał i nie potrafił ocenić jego umiejętności. Hołek oparł wiec składy na wyjściowych piątkach z poprzedniego meczu na tym boisku, który zakończył się remisem. U czerwonych Nacho został zastąpiony Arkadiem i Jacobem, a u zielonych ataki Legiego i Andrzeja mieli wspierać Kuba i Krzychu.
Początek spotkania był wyrównany, jednak po jakimś czasie czerwoni zaczęli wykorzystywać swoje zgranie i fakt, że do ich taktyki świetnie dopasował się Arkadio. Po objęciu prowadzenia powiększyli je do pięciu oczek. Zieloni długo nie pozostawali im dłużni, bo choć mieli spory potencjał, nie w pełni z niego korzystali. Spore problemy ze skutecznością miał Legee, a Kuba grał co najwyżej poprawnie i stanowczo za długo holował piłkę, narażając się na straty. Błysku brakowało również w grze Krzycha. Drużyna w zielonych koszulkach w przerwie zapowiedziała jednak odrobienie strat i trzeba przyznać, że próbowała dotrzymać słowa – gol dla zielonych padł już w czterdziestej sekundzie drugiej połowy. Potem jednak czerwoni zanotowali sześć kolejnych trafień, a udział w prawie każdym golu tej fantastycznej serii miał Stefan. Okrzyki samozadowolenia ubiegłorocznego mistrza rozjuszyły jednak zielonych, którzy ruszyli do ataku. W Lawie nie ma bowiem strat nie do odrobienia. Swoich kolegów do walki poderwał Krzychu, który w kilka minut trzykrotnie pokonał bramkarza rywali. Swoją grę poprawił też Kuba. Efekt? Tym razem to zieloni zdobyli sześć bramek z rzędu, a czerwoni zaczęli drżeć o wynik. Na ich szczęście sporo sił na końcówkę spotkania zachował Usul, który swoimi trafieniami dał nieco odetchnąć kolegom. Drugim bohaterem decydującej części spotkania był Arkadio, który popisywał się na bramce pięknymi i skutecznymi interwencjami. Mimo regularnego ostrzału dał sobie wbić tylko dwie bramki, mimo że stał między słupkami prawie dwa razy dłużej niż jego koledzy. Hołek przedłużył bowiem mecz aż o sześć minut. Zieloni nie wykorzystali jednak doliczonego czasu gry i to czerwoni cieszyli się ze zwycięstwa, które ostatecznie okazało się dość skromne.